FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie www.serialeimy.fora.pl 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
Role Playing Love - Odcinki&Komentarze
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.serialeimy.fora.pl Strona Główna -> RPL

!Raziel
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 379
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 0:16, 24 Sty 2009    Temat postu:
 
Mikkao napisał:

Ja mam nadzieję, że tylko w aspekcie edukacyjnym postanowiłeś to zawrzeć, a nie żeby mi dopiec.


No przecież oczywiście, że w aspeckie edukacyjnym. Razz Skąd ten pomysł, że chciałem ci dopiec? ;/

Mikkao napisał:
Tylko dwie osoby [Amanda, Mary] stały o własnych siłach i to właśnie ich ciała opadły na podłogę. Troy na niej siedział, a Viv leżała na stole


Dzięki za wyjaśnienie. Teraz jest to już trochę jaśniejsze. Wystarczy poczekać na resztę. xD

Mikkao napisał:
A nie wysnuwaj daleko idących wniosków, nie zostało jeszcze powiedziane, że w tej budowli jest figa z makiem. Jeśli chodzi o rozwiązanie tej sceny polecam zaczekać do drugiego odcinka szóstego sezonu. Razz


No niech ci będzie. XD

Mikkao napisał:
Cieszę się, że ktoś o biednym Willu pamięta. Sprawa jego zaginięcia też zostanie wyjaśniona. Very Happy


A spoko. XD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez !Raziel dnia Sob 0:17, 24 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kenny
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 1008
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:46, 25 Sty 2009    Temat postu:
 
Nadrobiłem te 3 zaległe odcinki.

Zonk z tym brakiem testamentu... W sumie na jego znalezieniu opierał się 5 sezon, a tu żadnego testamentu nie ma xD To się nieźle zdziwili, heheh.
Bardzo, ale to bardzo podobały mi się akcje z Shatyą. Ja ją ogólnie uwielbiam od samego początku (chyba już to pisałem kiedyś ;p) mimo, że to maszyna do zabijania. Scena w szpitalu, jak załatwiła Malcolma genialna. No i jej sojusz z Novemberem, który też jest moim fave. W ogóle bardzo fantastyką zajechało w ostatnich odcinkach, ale mi to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie Very Happy
Norma the best w swoich tekstach. Praktycznie każdy dotyczy jej biustu xD Podobnie u Nadii. Aż by się chciało je zobaczyć w takim obcisłym ubranku Razz

No to nic, czekamy na 6 sezon.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Lizzy
.
.



Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Pią 20:39, 30 Sty 2009    Temat postu:
 
Suuper Smile
Akcja w szpitalu chyba najlepsza narazie Very Happy raany fajny w sumie ten sojusz Shatyi z Nov'em Wink choć z niego to niezłe ziółko jest Wink ale, że załatwili 4 osoby na raz to mistrzostwo w ich wykonaniu Very Happy
Norma suuuper...rany to przebudzenie Daniela rządzi Very Happy i te jej teksty najlepsze, choć powoli Nadia ją dogania Wink
NIezłe zaskoczenie z testamentem, już myślałam, że wiemy co zapisał tam stary Craven a tu szoook...choć pewnie Leoś maczał w tym palce... Wink

Czekamy na 6 sezon!! Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Agata
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 614
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 21:24, 15 Lut 2009    Temat postu:
 
Przeczytałam do końca siódmą stronę Smile

David nie żyje? Od początku nie lubiłam tego Shaymala...
Amanda i mary to siostry? Jakoś tego nie wyłapałam Mr. Green Dobrze że pobieżnie przeczytałam komentarze.
Liściki od Boga - fajny pomysł!
I jakoś zadziwiająco łatwo przyszło Xaviemu mówienie do Fran "mamo".
Z tego co widzę, zostało mi 4 czy tam 5 odcinków jeszcze. Dam radę Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mikkao
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 403
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 0:33, 20 Lut 2009    Temat postu:
 

Episode 1&2 (92&93): Different Death Experience.
This Episode is brought to you by American Broadcasting Company, Apple Inc. - official developer of new MacBook Pro and Toyota - world's biggest car manufacturer.


ABC Starts here
Today. Tomorrow. Toyota.

Kawiarnia Biały Lotos prowadzona przez Babcię Sasukę miała dość oryginalne podejście do potraw serwowanych klientom. Były one z gatunku tych „Zjesz i przeżyjesz... albo nie”. Było to tylko trochę nielegalne. A raczej bardziej niż trochę. Dobra...
To było nielegalne.
Niemniej jednak jak wiele tego typu przybytków, także i ten przyciągał pewien określony typ klienteli, która w tej okolicy była nadzwyczaj liczna, a której domowe obiadki Babci Sasuke odpowiadały od dawna. Oczywiście do czasu, aż rzeczona klientela nie znikała w niewyjaśnionych okolicznościach. Wtedy to Babcia wysyłała rodzinie kosz owoców, po których – niespodzianka – znikała również rodzina ofiary. Teraz, o godzinie dwunastej w południe, większość ze stałej klienteli zajmowała się najpewniej jakimiś rzeczami, które nie przystoją poprawnemu obywatelowi. Obsikiwanie drzew mogło być jedną z nich. Właśnie dlatego nagłe pojawienie się dwóch postaci okrytych płaszczami podróżnymi sprawiło, że kuchnia zaczęła znowu pracować na pełnych obrotach mimo chwilowego braku zamówień.
Murzyni z małymi dzieciakami w takich przybytkach w Japonii nie uważani byli za bardzo częsty i szczęśliwie dobrany duet. A gdyby nie fakt, że państwo to odcięte od świata nie było i wydawali w nim komiksy oraz na ekranach kin można było zobaczyć amerykańskie filmy, to Ona wypadłaby z Białego Lotosa tak szybko jak do niego weszła. Oczywiście, gdyby zrobiła to w zwolnionym tempie. Jednak po publikacji serii komiksów X-Men partnerka dzieciaka wydawała się tylko niegroźną fanką Ororo Monroe czyli Storm.
W chwilę po tym, jak zasiedli do stolika gdzieś z boku tak, by nie ściągać na siebie zbyt dużo uwagi do ich obsłużenia został oddelegowany najbardziej postawny i najlepiej znający język angielski wnuk Babci Sasuke.
- Co zamawiacie? – mruknął, przyglądając się nowoprzybyłym spode łba.
- Macie tu jakąś... specjalność zakładu? – dziewczyna na oko po trzydziestce z burzą krótkich i białych do tego włosów zerknęła swoimi oczami barwy równie nietypowej jak włosy – były one jak dwie roztopione kałuże złota.
- Mnie i ciebie o osiemnastej w barze. – Suzuki uśmiechnął się dość lubieżnie jak na tak intensywnie umięśnionego i kompleksowo odmóżdżonego mężczyznę.
- O ile nie chcesz, żebym w gaciach porobiła ci takie wiatry, coby lewatywka nie była ci potrzebna przez następne dwadzieścia lat lepiej mi powiedz, co jest specjalnością zakładu. – kobieta uśmiechnęła się szeroko. Dzieciak za to, można by pomyśleć, nie reagował na nic co działo się wokół niego. Może to i dobrze.
Natura poskąpiła Suzukiemu niezbędnego do przeżycia IQ. Jednak zrównoważyła to dużą dozą instynktu samozachowawczego, więc kiedy „czarny diabeł” – Babcia nauczyła go rozróżniania cudzoziemców za pomocą przymiotnika ‘diabeł’ i ich koloru skóry – zagroził mu postanowił, iż najbezpieczniejszym rozwiązaniem będzie wycofanie się do kuchni i zamówienie dwóch dań, z których Babcia była słynna na całą dzielnicę. Ramen z kawałkami mięsa ryby fugu był właśnie najsławniejszym z nich. Sasuka przyrządzała to danie od czterdziestu lat, więc nie było większych obaw co do zatrucia. Ale zawsze jakaś szansa istniała... Mimo to kobieta w płaszczu ucieszyła się na widok pierwszego ciepłego posiłku od bardzo dawna.
- No laska, weź się zastanów nad tym wieczorem. Fajnie będzie. – położył na stoliku butelkę piwa. – To na koszt firmy.
Dziewczyna spojrzała na swojego towarzysza. Gdyby nie to, że zwykle nie wyrażał żadnych emocji uśmiechnąłby się. Za to ona sama pozwoliła sobie na szeroką wersję tegoż grymasu. – Kotku, nachyl się do mnie. Chcę ci powiedzieć co sądzę o twojej propozycji. No, dalej. – mruknęła, widząc opory Suzukiego. Jednak po chwili zrobił o co poprosiła go Murzynka i nadstawił ucho, po kilku minutach otwierając ze zdumienia tak zwany otwór gębowy. To wystarczyło, by otoczyła ją biała aura, a na palcu wygenerowała się malutka kulka złożona z wiatru, która po chwili... Wpadła olbrzymowi do ust. Wyprostował się nagle i złapał za brzuch. W chwilę potem...
Wyleciał z Białego Lotosu z nowym, międzypośladkowym źródłem napędu.
Chłopak towarzyszący kobiecie zerknął na nią z wyrazem dezaprobaty na twarzy. Władająca wiatrem wzruszyła ramionami. – Tak z dziesięć minut sobie polata, a później wyląduje dokładnie tutaj. – potępiający wzrok dziecka przedłużał się. – Oj no wiem, że go dzieci w szkole prześladowały, miał nadwagę i kiedyś wsiadł do samochodu z nieznajomym... Dobra, pięć minut i koniec. – kiedy wypowiadała ostatnie słowa, temperatura powietrza niespodziewanie spadła. Wcześniejsze minus pięć stopni Celsjusza zamieniło się w minus trzydzieści pięć, a śnieżyca zasypała prawie całe Tokio.
- Pamiętasz tą idiotyczną teorię o tym, że jedno poruszenie skrzydłami przez motyla powoduje trąbę powietrzną na drugim końcu świata? Mam nadzieję, że motylki po drugiej stronie globu nieźle ładują, bo myślę, że znaleźliśmy nasz cel. Decade się ucieszy, a moja Berretta z pociskami z dwimerytu unieszkodliwi tą mendę. – to mówiąc Murzynka wyjadła szybko ramen z miski, wzięła butelkę piwa i pociągnęła za sobą chłopaka, który w praktyce nie miał aż tak pojemnego przełyku i dopiero zaczynał dojadać połowę potrawy przygotowanej przez Babcię.
November wiedział czego chce.
Misja, którą wypełniał nie miała żadnego związku z MI6 czy zleceniami Decade’a. Jego szef najprawdopodobniej siedział teraz w bazie nie przejmując się za bardzo jego losem. To znaczy do momentu, aż będzie wypełniał swoje obowiązki. A to oznaczało, że musiał opuścić swoich współtowarzyszy na dłuższy okres czasu.
Teraz jednak wyczuwał ich obecność. Byli blisko, a on nie mógł sobie pozwolić na niepowodzenia. Po, można by powiedzieć, pożyczeniu jednej z ocalałych Toyot Crown Sedan jechał zasypaną uliczką po ulicach Tokio prosto w okolice Białego Lotosu. Wszyscy ludzie, którzy mieli tak zwaną głowę na karku uciekli już do swoich domów. Dwójka tych, których mróz tejże głowy pozbawił leżała sobie spokojnie w okolicach baru „Jeździec bez głowy” i czekała na podobną robotę w plenerze. Jednak kobieta siedząca w barze Babci Sasuki nie wydawała się wyjątkowo przejęta nagłą falą mrozu, wyszła z dzieckiem z baru prosto na jezdnię po której poruszała się Toyota Crown Novembera.
Biała poświata pojawiła się wokół postaci Murzynki, oczy stosunkowo szybko zaszły jej mgłą, a na niebie pojawiły się chmury tak czarne, że okoliczni emeryci spodziewali się już co najmniej strajku pracowników komunikacji miejskiej. Jednak, ku uciesze pensjonariuszy Domu Wesołego Yinga, anomalie pogodowe wzmagały się z każdą minutą. Do siarczystego mrozu doszły również trąby powietrzne pojawiające się praktycznie znikąd i wyraźnie celującego w samochód, który prowadził Jack Simons. Ten zaś wymijał je z trudem, by w pewnym momencie wybić szyberdach w dachu swojego samochodu, wdrapać się przez dziurę na tenże i za pomocą wody z uszkodzonego hydrantu zamroził drogę przed Toyotą nadając jej skuteczność przebicia czołgu tańczącego na lodzie.
Kobieta znieruchomiała w jednej chwili. Toyota, poruszając się z prędkością osiemdziesięciu kilometrów na godzinę, znajdowała się na kursie kolizyjnym z Murzynką. Shatya siedząca na fotelu pasażera położyła dłoń na klamce, by być przygotowaną na ostatecznie rozstrzygnięcie. Po paru sekundach nerwowego oczekiwania…
November wykonał przewrót do tyłu zeskakując z dachu samochodu, Shatya otworzyła drzwi i wyskoczyła z rzeczonego, a kobieta podniosła ręce umożliwiając Toyocie pierwszy i chyba ostatni przelot w kierunku tokijskiego nieba. Mniej więcej w tym samym momencie kiedy sedan wylądował w końcu na jezdni i zakończył swój żywot w otoczeniu trąb powietrznych, November pojawił się przed oczami kobiety, która nie wyglądała na zbytnio przestraszoną ani też zadowoloną.
- Joł Bożena, mordo ty moja.
- Nazwij mnie jeszcze raz Bożeną, a twoje dzieci będą się dziwić czemu Tylek masz jak po przejściu tornada. July, ty słyszysz jak on mnie nazywa? – mruknęła, pozwalając białej aurze na tak zwane dyskretne ulotnienie się. – November, doskonale zdajesz sobie sprawę, że Decade nie toleruje samowolki. Żadnej „-wolki”, na dobrą sprawę, nie wspominając o wolnej amerykance. Więc może mi wytłumaczysz co twoje pięknie zbudowane pośladki robią w Tokio?
- Misję wykonuje kotku. – westchnął mężczyzna, kręcąc głową i obserwując kątem oka poobijaną Shatyę wstającą z asfaltu. – Z tym tygryskiem. – wskazał zabójczynię ruchem głowy.
- Kotki, tygryski. Tobie się tutaj niezły zwierzyniec zrobił, kochaniutki złociutki. – mrugnęła do agenta, jednocześnie wyciągając broń i ładując ją dziwnie wyglądającymi, przezroczystymi pociskami. Po chwili wycelowała Berettę prosto w pozornie bezbronnego Novembera.
- Jeśli nie próbujesz mnie zabić to zgaduje, że to pociski z dwimerytem. – mężczyzna uniósł brew i spojrzał jeszcze dla pewności na dzieciaka, który bez specjalnego zaangażowania kiwnął głową potwierdzając fakt.
- Dziesięć punktów dla ciebie, Jack. Zwiniemy cię, weźmiemy nagrody, a później dobierzemy sobie jakiegoś Stycznia czy innego Sierpnia do ekipy i będziemy jak jedna wielka rodzina. – uśmiech na twarzy kobiety zniknął pod wpływem gromiącego spojrzenia dziecka. Gdyby spojrzenie chłopaka mogło mówić, byłoby bardzo rozgadane, a tak musiało trzymać w ryzach swoje zapędy mając niemal autystycznego pod względem chęci do rozmowy właściciela.
W przeciągu następnych dziesięciu sekund nastąpiło po sobie wiele dziwnych wydarzeń. Kobieta, która okazała się być nie kim innym a April wystrzeliła ze swojej specjalnie dostosowanej Beretty pocisk z dwimerytem. W tym samym czasie do tej pory stojąca na uboczu Shatya ruszyła biegiem w kierunku Novembera i zasłoniła go dokładnie w momencie, w którym pocisk miał dosięgnąć jego piersi. W zamian zatopił się w Shatyi, która jęknęła i opadła prosto w ramiona Jacka Simonsa, czyniąc bazę dla pierwszo klasowej akcji melodramatycznej. Niestety, takowa nie doszła do skutku, gdyż zaraz po trafieniu niebo oraz cała okolica wybuchły, rozpadając się na miliony kwadratów z wycinkiem rzeczywistości. A potem nastąpiła niczym nie zmącona cisza.
Cmentarz Tokijski.
July, November i April przyglądali się nieprzytomnej Shatyi już od dobrych dwudziestu minut.
Zadziwiające, co potrafi z człowiekiem zrobić dobrze spreparowany środek halucynogenny przywieziony prosto z Anglii. Wizja Shat była tylko jej i pozostali co prawda nie byli w stanie jej zobaczyć, ale z grymasów widocznych na twarzy zabójczyni nie były to halucynacje miłe i przyjemne. Zresztą, rzeczywistość też nie należała do tych najlepiej skomponowanych, o czym dziewczyna miała się przekonać zaraz po obudzeniu się.
- Shatya… Shat, słoneczko… No, budzimy się z tego złego snu. – przez chwilę wydawało się, iż niemal niebiańska biel zębów Novembera rozświetliła mroki nocy. Ten zabieg propagandowy został jednak zdemaskowany kiedy sroka siedząca na pobliskim drzewie upuściła srebrny zegarek, swoją ostatnią zdobycz. Shatya za to uniosła powieki i rozejrzała się na tyle, na ile mogła. – Tak kotku, ten środek to nie było LV-89, tylko specjalny środek po którym miałaś te halucynacje. Nie wspominając o tym, że teraz nic nie możesz zrobić, w końcu jesteś sparaliżowana. – Jack Simons pogładził zabójczynię po policzku. Ta powoli odkrywała sytuację, w jakiej się znalazła.
Kobieta leżała, nie mogąc się poruszyć, w świetnie wykończonej i zapewnie drogiej trumnie. Pudło z drewna mahoniowego, zawiasy wykończone złotem i wnętrze z miłego w dotyku aksamitnego materiału stanowiłoby idealne miejsce ostatniego spoczynku dla wielu nieboszczyków. Tyle, że obecnie przebywała w nim całkiem żywa osoba.
- Jack, weź się pośpiesz z tymi pożegnaniami. Chcę jeszcze zdążyć na piwo. – mruknęła April przestępując z nogi na nogę. November popatrzył na nią jakby od niechcenia, po czym ostrożnie zamknął wieko trumny ostatni raz patrząc na oczy Shatyi, jedyny organ w całym ciele mogący wyrażać emocje. Następnie z pomocą April, spuścił trumnę w głęboki na sześć stóp dół i zasypał go ziemią. Po wykonaniu wszystkich niezbędnych czynności, July wyjął z kieszeni tabliczkę z literami SH i wetknął ją w świeżo usypany grób.
Minutę po tym, cała ekipa ruszyła w kierunku głównej bramy cmentarza, rozmawiając i przechodząc obok jeszcze jednego, bardzo dziwnego grobu na tokijskim cmentarzu. Był prosty, usypany z ziemi, a na tabliczce zawieszonej na krzyżu widniało jedynie imię i nazwisko, które pozornie nie znaczyły nic dla przechodzących właśnie ludzi.
Brzmiało ono…
Will Olivieira.
[/img]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Lizzy
.
.



Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Pią 13:33, 20 Lut 2009    Temat postu:
 
Ok więc odcinek baaardzo fajny.
Przede wszystkim restauracja babci rządzi. Znaczy teksty mnie rozwaliły, chociaż hitem odcinka jest "Joł Bożena, mordo ty moja" xD
Ogólnie nie wiedziałam, że z Novembera taki stary wyjadacz, że ciągle zmienia współpracowników. Najpierw kręci z Viv, potem pomaga Shatyi a teraz ją wsadza go grobu. Aha i oczekuję aż się jakiś Sierpień i Styczen pojawi i będzie komplet. Chociaż czy nie najlepiej nie pasowałby September Very HappyVery HappyVery Happy?? To pozostawiam do myślenia Mikkiemu Razz
Ja nie wiem czy April przewidziała, że Shatya rzuci się na pomoc Novemberowi, ale żeby tak trumnę przygotować...No cóż zapomniałam, że są profesjonalistami. Tyle, że najpierw ma zamiar rzucić się na Jack'a, a potem spokojnie wychodzi sobie z nim z cmentarza...? No mówię, chyba musiało być to super zaplanowane.
Grób Willa?? Nie no chyba Leoś już przygotował go na zapas, bo nie wierzę, żeby Will wykorkował. Chyba, ze ten który był wcześniej to jakiś klon czy coś. W ogóle w tym serialu wszystko jest mozliwe, wiec wolę nie spekulować.
Nastepny odc poproszę Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mikkao
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 403
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 13:42, 20 Lut 2009    Temat postu:
 
Lizzy, bo wszystko do momentu "Cmentarz Tokijski" to jest jedynie wizja Shatyi spowodowana podaniem jej przez Novembera LV-89, który okazał się być środkiem paraliżująco-halucynogennym. Very Happy
Także pierwsza część odcinka nie działa się naprawdę, dlatego w drugiej April spokojnie wyszła z Novemberem z cmentarza. Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Lizzy
.
.



Dołączył: 14 Maj 2008
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Włocławek

PostWysłany: Pią 13:43, 20 Lut 2009    Temat postu:
 
Aaaaa no to już wszystko mi się poukładało w głowie Wink
Dziękuję za wyjasnienie Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

!Raziel
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 379
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 23:53, 20 Lut 2009    Temat postu:
 
April i July przedstawieni świetnie. Mr. Green Co prawda jeżeli chodzi o April, to zbyt mocno powzorowałeś się na Storm, bo u April, kiedy używa mocy, zachodzą takie same efefekty, jak u Novembera, ale to oczywiście tak w aspekcie edukacyjnym. Wink Smile
Pierwsze zaskoczenie w tym odcinku to te halucynacje Shatyi. Czyli praktycznie cała 1 część odcinka, to były jej wizje... O,O Jednakże chyba takie popisywnaie się mocą przez April w środku miasta byłoby jednak nie bardzo wskazane przez Decade'a. xd W ogóle ciekawy pomysł Novembera z tą podmianą na środek paraliżujący. ^^ Ostro ją załatwili, nie ma jak pogrzebanie żywcem... Ale July z tym wetknięciem tabliczki mnie rozwalił. No i to chyba już koniec Shatyi. Cóż, dla mnie była interesującą postacią. Mam nadzieję, że chociaż wątek jej przełożonych, Obserwatorów, się rozwinie, bo o samej postaci niewiele było wiadomo.
Ale największa bomba była na koniec. Jak? Gdzie? Kiedy? o,O Nie mam nawet pomysłu na spekulacje. o,O Trzeba będzie cierpliwie poczekać na wyjaśnienie...

No to czekam na nast. odcinek. ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Agata
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 614
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 20:23, 22 Lut 2009    Temat postu:
 
Dokończyłam piaty sezon, jutro zabieram się za następne odcinki Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mikkao
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 403
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 22:16, 29 Mar 2009    Temat postu:
 

Episode 3&4 (94&95): The Watchers’ Decision.
This Episode is brought to you by American Broadcasting Company and Apple Inc. - official developer of new MacBook Pro.

ABC Starts here

Marc Tyro, znany przed spektakularnym zlasowaniem mózgu jako Adam Craven leżał teraz na rozgrzanym piasku, jęcząc żałośnie nad swoim losem i gaciami pełnymi piasku. Jego wysuszony organizm coraz gorzej reagował na prażące Słońce, dzięki któremu oddawał do atmosfery więcej wilgoci niż sam w ramach swojej egoistycznej natury chciał zaoferować.
Pogoda idealnie nadawała się na udany, niedzielny piknik. Mniejsza z tym, że wokół starożytnej budowli, do której przed godziną wpadli Cravenowie i ich towarzysze było może piasku. Koszyka pełnego zastawy i jedzenia tutejsze okolice również nie przewidywały, a i woda kończyła się w zastraszającym tempie. Dodatkowo deszczu nie widział tu chyba nikt od paru miesięcy, a już na pewno od czasu przybycia tutaj „braci” Tyro.
Marc, któremu od pewnego czasu przeszkadzało prażenie się na prawym boku postanowił przewrócić się na bok przeciwny, dzięki czemu miał dodatkowo wgląd na swojego smęcącego braciszka. Leonardo siedział w jednej pozycji od pół godziny niepomny faktu, iż Słońce wypalało resztki jego odżywki do włosów, a potencjalny materiał genetyczny gotował się w spodniach od garnituru. Jedyna ochrona, jaką mężczyzna zapewnił sobie przez okres przebywania na rozgrzanym piasku była związana z chustą na głowie zrobioną z dwóch oberwanych rękawów koszuli w sugestywnym kolorze różowym. Zaś obok Leo, w piasku, stała spora – dwulitrowa – menzurka w której resztki wody gotowały się pod wpływem ciepła emitowanego z podłoża.
- Myślisz, że się umrzemy, ugotujemy się, rozłożymy, a potem dołączymy do zastępów niewyżytych szkieletów ukrytych pod piaskiem? – mruknął Marc, zerkając ponownie na Różowego Wojownika z miną Rambo podczas wizyty w przybytku zwanym przez niektórych kiblem.
- Ty chyba za dużo niezdrowych programów na swoim iPodzie się naoglądałeś. – prychnął Leonardo, po czym dotknął ściany znajdującej się za nim i zaklął pod nosem. – A było już tak blisko.
Leo, rozmyślając nad swoją wielką porażką, nie zwracał uwagi na jęki Marca aż do momentu, gdy ten nie zaczął krzyczeć. A głos, przyznać szczerze, miał donośny jak nikt inny na tej Ziemi.
- Rany boskie! Ciemność się zbliża! – jak na osobę odwodnioną i leżącą od godziny w jednym miejscu Marc zdecydowanie miał dobry wzrok. Ciemna plamka na niebie, która wydawała się tylko czymś niegroźnym teraz powiększała się coraz bardziej i powodowała dodatkowo zawirowania powietrza. Młodszy z panów Tyro krzyczałby tak pewnie aż do wyczerpania mocy strun głosowych, a w chwilę po wygłoszeniu swojej ostatniej kwestii perfekcyjnie wymierzony lewy sierpowy powstrzymał słotowok. – To tylko helikopter.
I w rzeczywistości był to helikopter. Był pomalowany czarną farbą, a na drzwiach został namalowany dodatkowo znak złożony z wielu małych części składających się na logo w formie ostrza stosowanego w kosie. W chwilę po lądowaniu z wnętrza wyszedł standardowy Gościu od Czarnej Roboty w postaci prawie dwumetrowego Murzyna w garniturze od Armaniego. Uzbrojony w dwa pistolety Beretta skierował się w stronę leżących na piasku i spojrzał na Leonarda.
- Leonardo Tyro? Obserwatorzy chcą pana widzieć. Najlepiej razem ze zlasowanym.
W parę sekund potem Leo siedział w klimatyzowanym i dość wygodnym – w porównaniu do rozgrzanego piasku – wnętrzu helikoptera. Mężczyzna przegrywał oczywiście ze swoją uszkodzoną koszulą, brudnymi spodniami i brudem można powiedzieć ogólnym z wypacykowanymi agentami pracującymi dla Obserwatorów.
- Tak się zapytam, nie powinniście mnie związać tudzież zasłonić mi oczy? W końcu nie chcielibyśmy, żebym poznał drogę do siedziby w tej okolicy.
- Nie… - Murzyn przerwał swoją wypowiedź na chwilę, by uciszysz Leo w taki sam sposób jak ten uciszył Marca.
Nie chcielibyśmy.
Dwie godziny później, gdzieś głęboko pod ziemią.
Marc Tyro obudził się i spróbował rozglądnąć po pomieszczeniu, w którym się znalazł.
Mniejsza, iż przyniosło mu to jedynie wielki ból spowodowany najprawdopodobniej walnięciem w głowę przez Leonarda, a następnie poprawieniem przez jednego z ludzi Obserwatorów w helikopterze kiedy zaczął się budzić. Minutę później zdecydował się na bezpieczniejszy krok polegający na obróceniu się na bok, przez co zobaczył swojego brata siedzącego na łóżku.
Leo miał zdecydowanie lepszy widok na otaczające go widoki. Pomieszczenie, w którym się znajdował było wyłożone czarnymi płytkami z białymi fugami. Sufit był szklany, a po drugiej jego stronie znajdowała się metalowa przesłona odcinająca dopływ światła z wyższego piętra. Taka sama przesłona zastępowała jedną ze ścian i była zlokalizowana naprzeciwko drzwi, za to ścianę na lewo od drzwi zamieniono na wielkie okno.
Kiedy Leonardo wstał ze swojego łóżka i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu kamery znajdujące się w nim uaktywniły się, a w chwilę potem przesłona znajdująca się na suficie odsunęła się na tyle, by wpuścić wystarczającą ilość światła by wszystko zobaczyć. Za oknem pojawiły się rysy postaci w ilości sztuk pięciu. Główna, jak zwykle stojąca pośrodku przemówiła dość niespodziewanym w tej sytuacji głosem młodej kobiety.
- Zawiodłeś nas, Leonardo. Doskonale wiedziałeś co masz zrobić, a jednak do tej pory ci się to nie udało. – kobieta była lekko poirytowana, chociaż nie dawała tego po sobie poznać.
- Myślisz, że to takie łatwe. – prychnął Leo. – Miałem chłopaka, próbowałem ich zabić wiele razy.
- Koteńku, ale ostatnim razem kiedy sprawdzałam oni dalej żyli. – głos lekko złagodniał, ale korniki wgryzające się w biurko zlokalizowane po drugiej stronie okna zgodnie stwierdziły, że to tylko tania sztuczka. – Więc albo są jak kotki i musisz ich zabić dziewięć razy… Albo ty jesteś nieskuteczny. Przejdź przez drzwi… - przesłona zainstalowana zamiast jednej ściany rozsunęła się zupełnie jak ta na szklanym suficie i ukazała dzięki temu drogę do wielkiego pomieszczenia wykończonego tak samo jak to w którym Tyro’wie się znajdowali. Mniejsza, że było dwa razy większe, było oświetlone przez światło padające z kryształowych żyrandoli i jedynym meblem jaki znajdował się w środku był srebrny fotel ustawiony w samym środku. Na nim to siedział mężczyzna, który był chroniony poprzez zlokalizowanie fotela w szklanej tubie zbudowanej z przyciemnionego i pancernego szkła.
- Leo, nie wiem kto to jest, ale musi naprawdę lubić odkurzacze. – mruknął Marc, zerkając na osobliwą konstrukcję.
- Loriel… - jęknął Leonardo.
- Joł Leoś, coś się długo nie widzieliśmy. Ale słuchaj, bo ja słyszałem, że ty zabijać porządnie nie umiesz. Ja wiem, że swoje latka masz, ale w strzelanki to ty powinieneś do tej pory grać. – mężczyzna zaczął pogodnym głosem.
- Loriel, tu nie chodzi o wiek. Ojciec posyłał ich na różne szkolenia, ja tu mam mały oddział specjalny armii amerykańskiej na głowie.
- Ale masz przecież wszelkie możliwe środki. Mogłeś nawet dobrać się do ich rozporków jak Monika Lewinsky do Billa Clintona na miłość boską! – Loriel zagrzmiał, chociaż było wiadome, że bawił się wybornie.
- Oj no miał takie zamiary. – Marc pokiwał głową, ale zaraz potem zaczął ją masować kiedy otrzymał niespodziewany cios od Leo.
- Powiedz mi, czy będziesz w stanie ich powstrzymać? – Loriel zerknął na starszego mężczyznę.
- Nie jestem pewien… - wypowiedź Leo została powstrzymana przez wystrzał z broni palnej, kula dosięgnęła prawego barku.
- Zła odpowiedź, mój drogi. Prawidłowa powinna brzmieć: tak. Ja i Obserwatorzy postanowiliśmy dać ci kolejną szansę. Biorąc pod uwagę twoją nieudolność zdecydowaliśmy się na radykalne kroki. Sprowadziliśmy… pomoc. – po wypowiedzeniu ostatniego słowa nagle drzwi w bocznej nawie pomieszczenia otworzyły się, a do „komnaty” wszedł mężczyzna, który był rzeczonym wsparciem. Leonardo, dalej znajdujący się w pozycji zwanej „na kolanach po bolesnym postrzale” zerknął na chłopaka, otworzył szeroko oczy i wypowiedział jedno, acz znaczące słowo.
- Will…
Wnętrze starożytnej budowli.
Położenie Xaviera nie było tym z gatunku ‘do pozazdroszczenia’.
Chłopak po dostaniu się do kolumny został niechętnie emisariuszem złych wieści dla ekipy. Tym razem jednak nie tylko on, ale wszyscy znajdujący się w przedziwnym pomieszczeniu mogli już stwierdzić, iż tlen zaczyna się powoli kończyć, a o jedzeniu nie można było nawet pomarzyć. Chyba, że ktoś chciał przejść na bogatą w białka dietę skarabeuszową.
Miguel podszedł do krawędzi wielkiej dziury i zrzucił jeden ze swoich pistoletów w dół. Minęła minuta, zanim odgłos roztrzaskanego przedmiotu mógł być zasłyszany przez wszystkich.
- No, to mamy problem. Nie ma stąd wyjścia, powoli się dusimy, Xavier jest tam. – Miguel wskazał na kolumnę.
- Tak Einsteinie, twoje jaja nareszcie zaczęły dostrzegać pewne fakty. – mruknęła Nadia. – Co nie zmienia faktu, że ktoś musi się poświęcić i spaść, żeby znaleźć wyjście.
- Jajnik Wszechmogący się odezwał. – prychnął Miguel. – Rozumiem, że potrzebujesz rozbryzgniętego mózgu na samym dole, bo przykład z Berettą ci nie wystarcza?
- W samej rzeczy. – Nadia uśmiechnęła się szeroko, załadowała broń i bez wyraźnego ostrzeżenia wystrzeliła pocisk, który trafił nie gdzie indziej, a w brzuch Xaviera. Ten momentalnie przyłożył ręce do rany, spojrzał na skrwawione dłonie, następnie na Nadię i…
Opadł z kolumny głową w dół dziury.
Tymczasem, zaraz po swoistym obaleniu Xaviera w ścianie szybu pojawiły się kwadratowe otwory. W chwilę potem dziurę w zastraszającym tempie zaczęła wypełniać… woda.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

!Raziel
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 379
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 13:16, 11 Kwi 2009    Temat postu:
 
Nie wiem czemu, ale początkowo pomyślałem, że francuscy agenci praują dla Obserwatorów. Pewnie przez tego dwumetrowego murzyna. xd No a sami Obserwatorzy intrygujący i okrutni (jak Loriel z tym postrzałem, ale Leo się należało xD). Jest ich pięciu i sądzę, że będzie wśród nich ktoś, kogo znają nasi bohaterowie. Cool Jednak koniec wątku mnie zszkował... Will... Shocked Nie umiem wykminić wytłumaczenia, poza tym, że jemu też wyprali mózg. No ale to byłoby wtórne, więc to pewnie coś innego. Tylko co... o.O
No a drugi wątek też szokujący. Nadia strzeliła tak sobie do Xaviera i to jeszcze w brzuch. WTF? Odbiło jej...? I jeszcze ta odpowiedź do Miguela. o___O No i teraz jeszcze dziurę zaczęła zalewać woda. :/

Aha, a "bracia" Tyro są razem zabawni, w szczególności "Marc". XD No nic, czekam na następny odcinek, Mikki. ;p


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez !Raziel dnia Sob 13:16, 11 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Goku
.
.



Dołączył: 15 Maj 2008
Posty: 637
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 2:24, 05 Maj 2009    Temat postu:
 
Ok przeczytałem streszczenia 1 i 2 sezonu, chciałem się zabrać za 3, ale stwierdziłem, że nie będzie mi się chciało czytać coś koło 60 odcinków, więc przeskoczyłem do szóstego(wcześniej przeglądając tematy o postaciach, by dowiedzieć się mniej więcej co się w międzyczasie zmieniło) xD. W tych sezonach najbardziej polubiłem chyba Normę i Xaviera Smile.

Odcinek 1&2 tego sezonu nie powiedział mi zbyt wiele, bo nie znałem żadnej z postaci w nim występujących xD. Dopiero to imię i nazwisko na końcu było związane z dwoma pierwszymi sezonami xD. Ale odcinek fajny, niektóre momenty śmieszne, a niektóre naprawdę ciekawe Smile.

W odcinku 3&4 na szczęście pojawiły się już postaci z dwóch pierwszych sezonów. Trochę mnie zdziwiło to, że Adam jest teraz Marc'iem, ale ok xD. Może mi ktoś wytłumaczyć jak doszło do jego prania mózgu i kim są ci 'Obserwatorzy'? xD

Czemu Nadia strzeliła do Xaviera? O_o


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mikkao
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 403
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 21:51, 05 Maj 2009    Temat postu:
 
Goku napisał:
Ok przeczytałem streszczenia 1 i 2 sezonu, chciałem się zabrać za 3, ale stwierdziłem, że nie będzie mi się chciało czytać coś koło 60 odcinków, więc przeskoczyłem do szóstego(wcześniej przeglądając tematy o postaciach, by dowiedzieć się mniej więcej co się w międzyczasie zmieniło) xD.


Być może skuszę się w najbliższym czasie o streszczenia sezonów 3-5. Zobaczymy jak to mi się uda.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mikkao
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 403
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 0:44, 10 Maj 2009    Temat postu:
 

Episode 5&6&7 (96&97&98 ): Blink, Bam, Kaboom.
This Episode is brought to you by American Broadcasting Company, Apple Inc. - producer of new MacBook Pro and Flock, Inc. – developer of Flock web browser.


ABC Starts here.

Vivienne Craven była zawsze osobą niezależną I lubiła panować nad swoim losem.
Tym bardziej nie mogła znieść faktu, iż w chwili obecnej umierała śmiercią co najwyżej niesprawiedliwą. Czarny pas w karate nie pomagał siostrze Mary Taggart w żadnym stopniu biorąc pod uwagę spadające ciśnienie i tętno. Amanda Craven, cała i zdrowa wbrew wizji Shatyi, asystowała przy operacji obserwując powolną śmierć swojej córki. Troy McMillian… no cóż, Troy właśnie budził się z przymusowego snu wywołanego trafieniem w głowę.
- Co się dzieje? – mężczyzna uniósł głowę, ale chwilę potem jęknął nie mogąc zogniskować wzroku na określonym punkcie, w tym wypadku okolicy łóżka Vivienne.
- Kotku, weź sobie zafunduj porządnego kornika w majonezie, bo ja w chwili obecnej się tobą zajmować nie mogę. Amanda, tracimy ją. – siostra Taggart zerknęła jeszcze raz na monitory. – Jeden miligram adrenaliny, zestaw do defibrylacji i jedziemy z tak zwanym koksem. A ty, kochaneczku… - zerknęła na chwilę na Troy’a, podczas gdy Amanda szukała buteleczki z adrenaliną w jednej z szafek umiejscowionych na zachodniej ścianie Sali operacyjnej. Siostra Taggart rzuciła mu naładowany pistolet półautomatyczny Berretta i wskazała głową drzwi dwuskrzydłowe. – Będziesz pilnował wejścia do tej sali. Jeśli zobaczę, że ktoś wejdzie i go nie zatrzymasz utnę ci jaja skalpelem dziesiątką.
Tymczasem, przed pozostałościami ściany północnej, w głębokim buszu tudzież w paru krzaczkach, które jako jedyne ostały się w dość przyzwoitym stanie coś zaszeleściło. Amanda, w przerwie między podawaniem swojej córce adrenaliny a bezwstydnym wgapianiem się na monitory wycelowała swój niezawodny pistolet w kierunku niezbadanego jeszcze przez żadnych odkrywców lub pogromców mitów buszu. W chwilę potem wychynął z rzeczonego nie kto inny, a detektyw Gai Kurosawa ciągnąć za sobą wielki wór oraz Keiko, która w danej chwili była widziana podczas wydłubywania sobie z włosów gałązek tudzież zakrywania wielkiej dziury na swojej bluzce zlokalizowanej tuż pod piersiami.
- Gai, ja rozumiem twoje dobre intencje, ale w chwili obecnej potrzebujemy interwencji boskiej, a nie Świętego Mikołaja. – prychnęła Mary Taggart, przywracając Vivienne do świata żywych i leżących na łóżku szpitalnym. Świat operowanych przez pielęgniarki był taką mniejszością, że został najprawdopodobniej zniesiony rok temu.
- Ta, a poza tym, Mikołaj zawsze ma MikołajOWĄ. Biorąc pod uwagę, że ty żadnej akcji nie miałeś od czterdziestu lat, twoje podanie o udział w azjatyckiej edycji „Make Me a Mikołaj!” zostało odrzucone. – Keiko uśmiechnęła się słodko.
- Małżeństwo, dziecko, to pokrewieństwo dusz, a nie tylko seks. – skrzywił się Gai rzucając wór na podłogę Sali operacyjnej.
- Ale kto ci takich pierdół naopowiadał? – jęknęły równocześnie Amanda i Mary. Ta druga zerknęła na brązowy kształt na podłodze i uniosła brew. – Ale że co ty nam przyniosłeś? – jako, że stan Vivienne ustabilizował się Mary stwierdziła, że dziewczyna może pooddychać o własnych siłach i zajrzała do worka. W tymże można było zobaczyć całkiem spory arsenał broni, który wyglądał całkiem jak ten, którego obecnie szukała policja w pobliskim komisariacie. – Poczekaj, poczekaj. Po co nam tyle broni?
- Gai-jajaj najwyraźniej myśli, że zamierzają nas napaść hordy niewyżytych obcych w perwersyjnych, stalowych mundurkach. – prychnęła Keiko, po czym zerknęła na jedyne drzwi zainstalowane w Sali operacyjnej, jeśli nie liczyć tych „naturalnych”, wybitych przez samochód w ścianie. Zza dwuskrzydłowych kawałków metalu dobiegały odgłosy radosnej bieganiny uskutecznianej przez dużą ilość osób, które najwyraźniej czegoś intensywnie szukały.
- I chyba rzeczywiście ma rację. – Amanda wyjęła z worka pierwszy lepszy karabin maszynowy. Hałasy z każdą chwilą zyskiwały na intensywności, zaś wszyscy w miarę przytomni a znajdujący się na Sali operacyjnej byli już uzbrojeni po zęby w ramach programu „Masz broń – jesteś wielki”. Kroki i krzątanina były coraz lepiej słyszalne, z każdą następną sekundą narastały i zbliżały się do Sali. I kiedy wydawało się, że za chwilę ostatni żyjący i w miarę utrzymujący się na nogach Synowie Yakuzy wpadną do pomieszczenia i powystrzelają wszystkie organizmy żywe znajdujące się w tymże wszystkie odgłosy… ucichły. Wtedy, podczas ambitnego procesu rozluźniania mięśni twarzy, który z każdą nową operacją przychodził jej coraz trudniej, Amanda opuściła broń by parę sekund potem zaobserwować dziwną, metalową kulkę wrzuconą przez Japończyków przez dziurę w drzwiach. Kulka zatrzymała się kilka metrów od łóżka na którym leżała poszkodowana Viv.
- Ej, to tyka. – Amanda raczej stwierdziła fakt, niźli odkryła Amerykę. Kulka zaczęła świecić i ostatnim widokiem na następne parę godzin jakie zobaczyły obie kobiety, detektywi i Troy był wszechobecny…
Błysk.
After the Błysk.
Vivienne Craven już od pewnego czasu doświadczała dziwnego uczucia, które polegało na kompilacji świadomości, iż jest martwa z tą, że jak na martwą czuje się bardzo świeżo i definitywnie nie odczuwa potrzeby wgryzienia się w mózg własnej ciotki. Słyszała rozmowę kobiet, gdzieś na granicy świadomości i snu odczuła także potężny rozbłysk światła. A teraz dotknęła koniuszkami palców kabli, które przesyłały wiadomości o jej funkcjach życiowych do maszynerii rozstawionej obok i korzystając z zamieszania wywołanego wybuchem dość zaawansowanego granatu błyskowego odczepiła czujniki od swojej wyjątkowo rozbudowanej klatki piersiowej i tym sposobem oficjalnie udała, że jest martwa. Około dwudziestu minut później, kiedy członkowie Yakuzy uznali, iż problem mafii został rozwiązany opuścili salę i tym samym pozwolili Vivienne przewrócić się na bok, tym samym spełniając jej obecnie jedyne marzenie i jedyny sposób na pozbycie się zagrożenia odleżynami.
Viv, z tego co mogła sobie przypomnieć, nie wiedziała dokładnie gdzie jest. Nie było to jednak tak bardzo ważne, ponieważ w krzakach wciąż spoczywał ukryty tam na wszelki wypadek worek z wszelkimi rodzajami pistoletów i karabinów. Vivienne wybrała broń, z którą najlepiej się obchodziła, pistolet półautomatyczny Beretta. Po chwili i załadowaniu pistoletu nabojami kobieta spektakularnie wypadła z Sali, objawiając się jako istota całkiem żywa jednemu z członków Yakuzy, który stał zaraz za swoim kolegą. Drugi z ‘agentów’ zaglądał obecnie do opuszczonego pokoju i, jak się miało później okazać, miał swojego towarzysza w głębokim poważaniu.
- Mamusiu… - jęknął ten mężczyzna, który aktualnie mógł Vivienne zobaczyć. – Ryu… Ryu weź wyjmij stamtąd swój nos i zobacz tutaj. Coś mi mówi, że to martwe się na nas wkurzyło. – członek Yakuzy zaczął klepać człowieka znanego jako Ryu, który wysunął rzeczony – jak się okazało potem, nieco garbaty – nos z pokoju i zerknął na swojego towarzysza z prawdziwą furią w oczach.
- Jeszcze raz mnie dotkniesz, a ukręcę ci… Ło święty budyniu! – Ryu poczuł, jak leki antydepresyjne przestają działać, ciśnienie mu skacze, a perspektywa miłego randez-vous z jedną z pań pracujących w pobliskim salonie masażu odlatuje na przynajmniej parę miesięcy w kierunku mężczyzn bardziej stabilnych psychicznie po spotkaniu z kimś, kto miał być martwy. Vivienne uśmiechnęła się szeroko i na wszelki wypadek wypróbowała od razu skuteczność swojej nowej broni, odstrzeliwując członkowi Yakuzy walkie-talkie prosto z dłoni. Jeśli Ryu i jego towarzysz kiedykolwiek mieli wątpliwości dotyczące tego czy Viv-Trup jest prawdziwy to tym razem zostały one rozwiane.
- Czego chcesz, szatanie? – Ryu już miał wyciągnąć krzyż wzorem bohaterów z zachodnich filmów, a że miał figurkę Buddy stwierdził, że lepsze to niż nic. Uśmiech Vivienne poszerzył się jeszcze bardziej, kiedy nie odpowiadając na pytanie…
Ruszyła w kierunku Bogu ducha winnych agentów.
Minutę później, po serii krzyków, strzałów i pikiet korników, które definitywnie protestowały przeciwko szerzeniu przemocy w zrujnowanym szpitalu, Vivienne przeszła ponad ciałami agentów z dziwną satysfakcją oraz delikatnym uśmiechem na twarzy. Jej buty jeszcze przez parę metrów zostawiały krwawy ślad na nieskazitelnie białych, czyszczonych przed dwiema godzinami kafelkach. Po chwili, kiedy doszła już do prostopadłego korytarza, który prowadził najprawdopodobniej do oddziału onkologii panna Craven usłyszała dziwny szelest dochodzący z końca korytarza. Obok drzwi pokoju lekarskiego, w przeciągu ułamka sekundy przeleciał dziwny, ciemny kształt. Gdyby nie uszkodzona jarzeniówka na suficie i szybkość, z jaką poruszał się ten kształt Vivienne pewnie zdołałaby stwierdzić, iż był to tak naprawdę człowiek w ciemnym stroju. W tym samym momencie, z drugiego końca dało się słyszeć pojedynczy dzwonek oznaczający fakt obecności windy na piętrze. Vivienne natychmiast obróciła się w kierunku rozsuwających się drzwi dźwigu osobowego, z którego wypadła całkiem regulaminowa liczba sześciu osób.
- Ty, martwe! Nie ruszaj się, albo cię zabijemy. Znaczy w sumie i tak nie powinnaś się ruszać i być żywa, ale tym razem możesz być pewna, że zabierzemy się za zabijanie cię z lepszym skutkiem. – mruknął mężczyzna najpewniej przewodzącym tym oddziałem Yakuzy stojąc parę metrów od dziewczyny z bronią wycelowaną w rzeczoną.
- O, to ty. Takashi… shi? Jak bardzo pijana była twoja mama, żeby cię nazwać od czynności wykonywanej w kiblu? – Vivienne uniosła brew.
- Znaczy kiedy? – Takashi lekko opuścił broń. Prawdę mówiąc nie był zbyt lotny jeśli chodzi o takie sytuacje, toteż zajęło mu dość sporo czasu dojście do tego czy kiedykolwiek widział swoją mamę pijaną przy nadawaniu mu imienia. W tym czasie Vivienne wpadła na szatański, lekko pornograficzny i całkowicie wymyślony na poczekaniu pomysł związany z jej ubiorem oraz zrobieniem wrażenia na facetach z Yakuzy. Kiedy Takashi intensywnie zastanawiał się jak bardzo był nie kochany przez swoją rodzicielkę…
- Hu-ha! – z tymże charyzmatycznym okrzykiem bluzka Vivienne została rozpięta i rozsunięta możliwie jak najszerzej i najprędzej, tylko po to by zaprezentować dwa nieprawdopodobnie wyeksponowane Powody Męskiego Spełnienia, w które Takashi i jego banda wpatrywali się z rozdziawionymi ustami od pierwszego wejrzenia. – A teraz… chcecie prezent? – kobieta uśmiechnęła się widząc wrażenie jakie wywarły na członkach Yakuzy oraz członkach jej członków jej Sssskarby. Korzystając z całego zamieszania wyjęła z kieszeni bluzki granat. – Łap. – Takashi, nieświadomy przedmiotu, który złapał dalej wpatrywał się w piersi Viv, kiedy ta zapięła bluzkę i biegiem oddaliła się od mężczyzn. W chwilę potem nastąpił wyjątkowo głośny i – jak się potem okazało – krwawy wybuch.
- No, to musiało boleć. – Viv przystanęła na chwilę.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. – mruknęła przelatująca głowa Takashiego. Vivienne, podążając wzrokiem za rzeczoną częścią ciała zauważyła całkiem spore pęknięcia na suficie parteru szpitala, najpewniej spowodowane przez niekontrolowany przez nikogo wybuch. Kobieta ściągnęła z pleców dwa karabiny maszynowe, odbezpieczyła je i wycelowała w podłogę jednocześnie pociągając za spust. Po wykonaniu pełnego obrotu wokół własnej osi Viv przeleciała przez dziurę razem z okrągłym kawałkiem podłogi wprost do piwnic.
Miejsce, w którym wylądowała, mogłoby trafić na listę Najbardziej Szablonowych Piwnic Szpitali Świata tudzież na ranking The Korneek na Najbardziej Nie-Zakorniczone Miejsce na Ziemi. Ciemne rury biegły wzdłuż sufitu powodując czasami przyjemne ciepło odczuwane przez zadowolonych staruszków kiedyś usytuowanych w pokojach na parterze, na zachodniej ścianie korytarza usytuowany był rząd piecyków zasilanych gazem. Zaś na całej jego szerokości rozstawiony był całkiem pokaźny Dzieci Yakuzy, którzy na widok dziury w suficie oraz spadającej parteru kobiety rozstawili się na dogodnych pozycjach i wycelowali swoje bronie w kierunku Viv.
- Stój, nie ruszaj się, najlepiej jeszcze unieś jedną rękę z pistoletem w górę i pochyl się lekko do przodu. – huknął jeden z Złych Ludzi w Dobrych Garniturach.
- Ta no już, co jeszcze? Może się totalnie przebiorę w kostium kąpielowy i zacznę ci pozować? Poczekaj bo jeszcze przez tą dziurę wsunę Zestaw do Stripteasu dla Zdesperowanych. – mruknęła dość niezadowolona Viv.
- Szefie? – wtrącił nieśmiało jeden z Ludzi, których Imienia i Tak Nie Warto Poznawać.
- Ej, ja rozumiem spełnianie seksualnych fantazji, ale rób to w domu w ramach swojego prywatnego czasu. – kolega przemawiającego wcześniej szturchnął go lekko.
- Eeeee, szefie?
- Pomarzyć facet nie może? – prychnął mężczyzna, po czym zerknął ponownie na Vivienne, która akurat w tym samym momencie wystrzeliwała pierwszą serię z karabinów maszynowych w stronę piecyków gazowych, wywołując chwilę później prawdziwe piekło na ziemi. – Czemu ja wiedziałem, że to się tak skończy? – mruknął Szef sekundy przed uderzeniem przez falę rozgrzanego powietrza.
Vivienne zaś uciekała ile sił w nogach do windy znajdującej się niedaleko, na północnym końcu korytarza. Nie czekając na całkowite rozsunięcie się drzwi wpadła do środka, przyciskając guzik z cyfrą 8 i modląc się do wszystkich bogów, by winda jeszcze działała. Na szczęście sekundy przed uderzeniem płomieni drzwi zamknęły się, a dźwig zaczął dość szybką wędrówkę na ósme piętro. Kobieta stojąc w środku metalowego pudła usłyszała po paru sekundach od wjechania na poziom parteru falę ognia napierającą na drzwi, które ewentualnie eksplodowały powodując dostanie się palącego żywiołu do szybu i definitywne podgrzanie atmosfery. Metalowe ściany nagrzewały się znacznie szybciej niż można byłoby się spodziewać, toteż Vivienne szybko musiała szukać punktu zaczepienia kiedy obcasy jej butów zaczęły całkiem dosłownie rozpływać się z wrażenia. Na zewnątrz windy ogień powodował powolne spalanie liny, na której zawieszona była cała „puszka”.
Vivienne przez chwilę rozmyślała nad skokiem w oparciu o drążki do trzymania zainstalowane na trzech ścianach kabiny, dzięki którym mogłaby się wybić i wydostać z tej nagrzewającej się kupy metalu, acz porzuciła tenże pomysł na myśl o poparzeniu wrażliwych, tylnych części swojego ponętnego ciała. Kropelki potu powoli spływały po jej czole i kiedy jej obcasy utraciły już połowę swojej wysokości, a ona sama znajdowała zachowanie równowagi jako coraz trudniejsze zadanie z głośników w środku kabiny rozbrzmiał dziwnie znajomy głos.
„- Vivienne, jesteś tam? A, nieważne. Jeśli jeszcze nie stałaś się najśliczniejszą zapiekanką w całym wszechświecie posłuchaj co mam ci do zaoferowana. To coś nazywa się „Plan Ucieczki przed Usmażeniem”. Zakłada on, iż zanim pójdziesz na dno lekko opalona ja wysadzę drzwi na czwartym piętrze i podam ci zimną, acz pomocną dłoń. Nie wiem, czy się zgadzasz czy nie, ale zakładam, że tak. Widzimy się na czwartym piętrze.”
Winda dzielnie wspinała się na kolejne piętra, a Vivienne trzymała się na nogach resztkami sił, czując, iż jeszcze minuta, a może pożegnać się ze swoimi drogami oddechowymi. W chwilę po tej refleksji nastąpił kolejny wybuch, a na dach windy opadły drzwi z czwartego piętra, co było tym aspektem planu, o którym jego pomysłodawca wspaniałomyślnie raczył zapomnieć. Winda, ku przerażeniu Viv stanęła przed wjazdem na piętro, przez co perspektywa ucieczki zawężała się do wąskiej szczeliny pomiędzy podłogą a wnętrzem kabiny. W tejże szczelinie nagle pojawiła się Ręka.
- Viv! Złap mnie za rękę, wciągnę cię. No chyba, że chcesz zostać kurczakiem w panierce. – mruknął głos.
Kobieta znalazła resztkę sił na prychnięcie i podskoczyła łapiąc tajemniczego wybawcę za rękę. W tym samym momencie syknęła z bólu, kiedy okazało się, że jedna z kul wysłanych przez obecnych na dole wysłanników Yakuzy przed spaleniem dosięgnęła brzucha Viv. Teraz dodatkowo rana na brzuchu została ździebko przypieczona, kiedy miejsce występowania rzeczonej zostało dotknięte przez rozgrzany kant szybu. Lina, która zabezpieczała windę przez ostatecznym spadkiem na sam dół szpitala ostatecznie pękła posyłając na dół nie tylko kabinę, ale także Viv…
Podeszwy butów.
Eks posiadaczka tychże szczęśliwie, acz boleśnie wylądowała na podłodze czwartego piętra szpitala w towarzystwie postawnego, dobrze zbudowanego – Viv nie mogła sobie odmówić spojrzenia na opiętą, czarną koszulkę nawet mimo znajdowania się w sytuacji dość krytycznej – mężczyzny w masce.
- Czekaj… bo coś mi nie pasuje. – z trudem wymawiając te słowa uśmiechnęła się lekko. – Ja wiem, że czarny jest teraz wyjątkowo modny, Emo i te sprawy. Ale czy anioły przypadkiem jednak nie są zobligowane do występowania wyłącznie w białym?
Mężczyzna zaśmiał się głośno, po czym wsadził swoją broń wyciągniętą na wszelki wypadek do kabury, kucnął przy kobiecie i ściągnął maskę. Vivienne, nie wiedząc do końca czy śni czy jednak to co widzi jest prawdziwe uśmiechnęła się nieco szerzej.
- Adam… To ty.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mikkao dnia Nie 0:47, 10 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

!Raziel
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 379
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 11:47, 23 Maj 2009    Temat postu:
 
Sorry, że tak późno komentuję, ale kompletnie zapomniałem. O.O

No więc w sumie nic takiego się nie wydarzyło. Gai i Keiko się rozmrozili (o ile dobrze pamiętma, co się z nimi ostatnio działo xD) i oczywiście, jak zwykle zabawni. xD Ta gadka o Mikołaju. xD
Viv się w końcu ocknęła. Scena akcji była ciekawa (ach, ci członkowie Yakuzy xD). W ogóle, to mam nadzieję, że May i Amandzie nic się nie stało od tej "bomby". Ale najmocniejsza, jak zwykle była końcówka. Nic nie czaję, jakim cudem...? O.O

No i chyba tyle. xp


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mikkao
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 403
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 15:05, 23 Maj 2009    Temat postu:
 
!Raziel napisał:

No więc w sumie nic takiego się nie wydarzyło.

A pffff, cofnij to. XD

Cytat:
Gai i Keiko się rozmrozili (o ile dobrze pamiętma, co się z nimi ostatnio działo xD)

Nu, ale to był tylko wytwór wyobraźni Shatyi, więc tak naprawdę nic im się nie stało. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Agata
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 614
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń

PostWysłany: Sob 21:39, 23 Maj 2009    Temat postu:
 
Próbowałam nadrobić nieprzeczytane odcinki, ale się gubię. Jest bardzo dużo postaci, watki są rozbudowane, wszędzie panoszą się korniki i po prostu tego nie ogarniam. Dlatego na razie wstrzymam się z czytaniem RPL. Ale będę zaglądać do tego tematu i pobieżnie czytać wasze komentarze

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mikkao
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 403
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 9:53, 24 Maj 2009    Temat postu:
 
Agata napisał:
Próbowałam nadrobić nieprzeczytane odcinki, ale się gubię.


Ehe.
Dobra, to po prostu powiedz mi czego nie rozumiesz. Jak będę w stanie to wytłumaczę. Bo jak Ci się nie chce na razie czytać to po prostu to napisz. :>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Agata
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 614
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń

PostWysłany: Nie 15:44, 24 Maj 2009    Temat postu:
 
Mikkao napisał:
Agata napisał:
Próbowałam nadrobić nieprzeczytane odcinki, ale się gubię.


Ehe.
Dobra, to po prostu powiedz mi czego nie rozumiesz. Jak będę w stanie to wytłumaczę. Bo jak Ci się nie chce na razie czytać to po prostu to napisz. :>


Musiałbyś mi streścić wszystkie wątki Sad Nie wiem po cholerę jechali do Egiptu, dlaczego część ekipy znalazła się na wyspie, kto w końcu jest dobry, a kto zły (głównie w wątku z Viv) i jakie cele mają wszystkie trzy teamy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.serialeimy.fora.pl Strona Główna -> RPL
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11  Następny
Strona 9 z 11

Wyświetl posty z ostatnich:   
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
Skocz do:  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Skin Created by: Sigma12
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin