FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie www.serialeimy.fora.pl 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 
 
Role Playing Love - Odcinki&Komentarze
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.serialeimy.fora.pl Strona Główna -> RPL

Agata
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 614
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Toruń

PostWysłany: Czw 0:26, 24 Wrz 2009    Temat postu:
 
Cytat:

Nie było "pięć lat później". Shyamal szukał Davida dokładnie przez pięć lat. A David został przeze mnie zSORASowany specjalnie. [...]

Wiem co to SORAS, jestem na forum Mody na sukces Smile Nie lubię tego... I jeszcze napisałes że Viv miała spóxnioną o 15 lat depresję poporodową. Sorasuje się dzieci, nie dorosłych, więc ona 31 lat, jej syn 15 >>> patologia. Ale mi zespsułeś tym humor. Ale po upychaniu dwóch dusz do jednego ciała wszystko wybaczę Smile


Cytat:
Xavi, why?
For money, of course. XD

Wiedziałam Mr. Green

Cytat:

Hemofilia ujawnia się zwykle w męskich potomkach zdrowego ojca i matki nosicielki genu. U matki hemofilia jest ukryta zwykle. Zrobiłem swój research przed napisaniem tego wątku, żeby nie było, że głupoty wypisuję. XD

Zauważyłam, ze niektóre akcje w twoim serialu pokrywają się z programem nauczania w liceum. Czy to przypadek?

Cytat:

Tajemnica bardzo dziwnej zamiany miejsc będzie wyjaśniona już w następnym odcinku. I naprawdę będzie zakręcona.
Tu jest wszystko zakręcone, więc się powoli przyzwyczajam.

Cytat:

Doceniam, bo już dawno nikt nie popełnił tak rozbudowanego komenta do tego serialu
Jesteś zbyt łaskawy Smile

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Agata dnia Czw 0:26, 24 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mikkao
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 403
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 8:07, 24 Wrz 2009    Temat postu:
 
Agata napisał:
Sorasuje się dzieci, nie dorosłych, więc ona 31 lat, jej syn 15 >>> patologia. Ale mi zespsułeś tym humor.

Naprawdę patologia? W czasach, gdy trzynastolatki zachodzą w ciążę? Ona ma 31, więc miałaby 16 jakby urodziła to dziecko - wszystko zgodne z biologią. Gorzej, jakby miała jakieś 24 lata, wtedy mogłabyś się zacząć bać o stan mojej psychiki. ;>

Cytat:
Zauważyłam, ze niektóre akcje w twoim serialu pokrywają się z programem nauczania w liceum. Czy to przypadek?

Możesz sprecyzować o jakie akcje Ci chodzi? Bo ja w programie nauczania nie widzę raczej tych akcji jakie mam w serialu. XD A jeśli chodzi o hemofilię to ja się o niej nie uczyłem, może w gimnazjum; co zaś się tyczy liceum, obecnie w drugiej klasie mam anatomię człowieka.

Cytat:
Jesteś zbyt łaskawy Smile

Aha i chciałbym Ci jeszcze pogratulować, dodatkowo popełniłaś dwusetną wypowiedź w tym temacie. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

!Raziel
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 379
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 13:28, 24 Wrz 2009    Temat postu:
 
No ja właśnie nie widzę w tym nic patologiczego. Przywołam chociażby ten przypadek z Wielkiej Brytanii. Twisted Evil No a że Mikki mi już ładnie wszystko wytłumaczył, to wątek rozumiem i wybaczam SORAS'owanie. Cool

Poza tym, to już podoba mi się Lynn Bellure. Mr. Green Tak załatwić trio z MI-6 to jest wyczyn. Pełen szacun. Z resztą nie domyśliłbym się, że to rozpylone VL. I że ma takie właściwości. :O Najbardziej hajowate narkotyki wysiadają. xD Sądziłem, że ktoś po prostu pomógł się rozbić temu samolotwi. Twisted Evil

A z Adama jaki się kozak zrobił. :O Czekam z niecierpliwością na to wyjaśnienie. Cool Gai & Keiko oraz akcja z gliniarzem oczywiście zabawna. xD

No nic, czekam na next episode. ;p I dzięki za słowa uznania. xD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez !Raziel dnia Czw 13:29, 24 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mikkao
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 403
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 21:46, 25 Paź 2009    Temat postu:
 

Episode 15 (106): Something Fishy This Way Comes.
This Episode is brought to you by National Broadcasting Company, Apple Inc. - producer of new MacBook Pro and Lincoln – a luxury brand of Ford Motor Company.


NBC More Colorful.

Daniel Allanis spacerował prawie pustymi korytarzami egipskiego szpitala niepomny żadnych zagrożeń związanych z dość wątpliwą konstrukcją elementów wystroju rzeczonego budynku.
Po stwierdzeniu, że Lucky Strike nie pomagają mu się już odprężyć, a Egipcjanie są niezbyt tolerancyjni dla osób palących prosto przed drzwiami szpitala Daniel stwierdził, iż rozprostuje swoje zastane kości i wyruszy na poszukiwanie jakiegokolwiek automatu z niezdrowymi wodami gazowanymi czy też batonikami z polewą czekoladopodobną. W nocy jednak, budynki takie jak ten nie były dla Daniela przyjazne – odrapane ściany i pielęgniarki przemykające się na granicy światła nie działały dobrze na jego stan psychiczny, a program oszczędzania prądu w postaci wyłączania lamp jarzeniówek na korytarzach prowadził do dalszego stadium zaawansowania lęku przed ciemnością.
Automat na napoje i inne batoniki był w efekcie łatwo widoczny. Zarząd szpitala korzystał tutaj najprawdopodobniej z taktyki „Ludzie jako ćmy: Analiza behawiorystyczna amerykańskich prawników obżerających się w egipskich szpitalach niezdrowym żarciem”, co było bardzo efektowne, bo już po chwili Daniel wychodził przed szpital obładowany małymi paczkami chipsów i Colą Zero. W świetle latarnii znajdującej się przed głównym wejściem zerknął na swój środkowy palec, na którym lśniła srebrna obrączka. Tak, Daniel Allanis od mniej więcej czterech godzin był żonaty. Po raz pierwszy w życiu, z kobietą, którą naprawdę kochał.
- No tobie chyba jaja się nagle zresetowały, jeśli myślisz, że ja się na coś takiego zgodzę. – tak, to było pierwsze wspomnienie Daniela z szufladki w jego mózgu obejmującej „Wspomnienia ślubu z kobietą mojego życia”. Rzecz jasna, jak widać i słychać, kobieta ta na samym początku nie była zbyt przekonana do pomysłu.
- Przepraszam ja ciebie, twój brat jest w totalnej śpiączce, twój nieoficjalny na ciebie poluje, a Adam… no to Adam. – mruknął Daniel, dalej wgapiając się z uwielbieniem w obiekt swych westchnień.
- Stary, jeśli tym sposobem chciałeś sobie wykopać grunt pod moje błogosławieństwo to oficjalnie cię informuje, że się nie udało. – prychnął wspomniany mężczyzna, który siedział niedaleko na szpitalnych krzesełkach i zapartym tchem, Nadią oraz miską popcornu oraz butelką coli oglądał kłócących się, acz przyszłych kochanków.
- Ej, ty tu nie gadaj bdzur tylko broń mojej cnoty. – warknęła dziewczyna, dalej wyjątkowo zdenerwowana o czym świadczył wyraz twarzy i maksymalnie rozwichrzona fryzura.
- Twojego czego? Newsflash kotku, ostatnie wieści o twojej cnocie datują się jakoś na upadek Cesarstwa Bizantyjskiego. – jęknęła Nadia, a po chwili patrzyła z wielkim zainteresowaniem jak but przyszłej mężatki wbija się obcasem w ścianę tylko milimetry od Nadii twarzy.
- Ja mam naprawdę zły posmak jeśli chodzi o małżeństwo. – Norma usiadła na krzesełku naprzeciwko Adama i Nadii. – Dość, że pierwsze zawarłam z facetem, który wedle prawa był dalej moim ojczymem i ojcem mojego siostrzeńca kiedy to się działo. Z jakiej racji teraz miałabym popełniać podobny błąd teraz?
- Proszę cię, w ciągu dziesięciu lat nie poderwałem ani jednej kobiety Cravenów. – obruszył się Daniel, przysiadając obok Normy.
- Dokładnie. – mruknęły jednocześnie Nadia – mocująca się z butem Normy w ścianie i właścicielka buta, wpatrująca się obecnie w pozornie nieinteresujący kafelek na podłodze szpitala.

A jednak, cztery godziny później Norma była jakkolwiek szczęśliwą panią Alanis, a Daniel puszył się ze szczęścia – nie tylko z powodu zrealizowania swoich marzeń, ale i ze świadomości iż w końcu w czymś pokonał swojego odwiecznego wroga – Leonarda Tyro. Po zakończeniu błogiego rozmyślania nad różnymi aspektami ślubu oraz z permanentnym ominięciem w tychże wspomnieniach faktu spędzenia nocy poślubnej w skrytce na miotły Daniel rozglądnął się uważnie po okolicy wiedziony dziwnym przeczuciem, iż coś jest nie tak z tą uliczką. Uliczka poczułaby się w innym wypadku obrażona i wywinęłaby mu ‘z asfalta’ w policzek, ale z drugiej strony za rogiem szpitala krył się dość niezwykły jak na tą szerokość geograficzną czarny Lincoln MKT w akompaniamencie dwóch limuzyn Lincoln MKS. Kiedy tylko prawnik wyszedł ze szpitala w okolicy tychże samochodów nastąpiło dziwne poruszenie, które w rezultacie zakończyło się gdy wszyscy pasażerowie wsiedli do swoich pojazdów, a te ruszyły z piskiem opon. Osobliwy konwój skręcił w ulicę prowadzącą do szpitala, po czym zatrzymał się na chwilę prosto przy Danielu, który został w tym samym momencie znokautowany otwierającymi się drzwiami czarnego crossovera i wciągnięty do środka.
Wnętrze pachniało nowością, aromaty środka pielęgnacyjnego do skóry, którą pokryte były fotele i kanapa mieszały się z odświeżaczem do powietrza o charakterystycznym zapachu anti-tabaco. Wnętrze było przyjemnie ciepłe, a skóra miła w dotyku i delikatna. Wszystko to sprawiało, iż Daniel zdał sobie sprawę, że musiała go dosięgnąć zemsta jakiegoś szefa gangu, którego w ciągu swojej dwudziestoletniej kariery posadził za kratkami. Albo jego żółta, gumowa kaczuszka do kąpieli w drugim wcieleniu stała się bossem mafii i szukała zadośćuczynienia za to, że pięcioletni Danielek w sposób bezpardonowy przedziurawił ją pewnego dnia szpilką i pozwolił utonąć w akompaniamencie bąbelków agonii i rozpaczy.
Kiedy jednak Daniel zdobył się na wystarczającą odwagę by rozglądnąć się wokół stwierdził, że to na sto procent nie szef mafii przypatruje mu się teraz z tak charakterystycznym upierdliwym uśmieszkiem na twarzy. Zresztą, budowa anatomiczna dyskwalifikowała również drugie wcielenie kaczuszki.
Oto na skórzanej, cudownie pachnącej kanapie Lincolna siedział, obecnie głaszczący niedawno umyte włosy Daniela w lekko grzeszny i całkowicie sodomistyczny sposób…
Leonardo Tyro, który w ogólnym nastroju grozy i obyczajowego zepsucia uśmiechnął się wrednie i przemówił swoim mrocznym głosem. – Jeśli myślałeś, że dam ci przelatywać moją żonę w tak perfidny sposób to jesteś w błędzie. Będziesz cierpiał, tyle ci mogę zagwarantować.
- To moja żona, a twoja z tego co ostatnio widziałem jest całkiem żywa więc w praktyce to twoje drugie małżeństwo jest całkiem nieważne. Amanda żyje. – Daniel mruknął, czochrając sobie włosy by pozbyć się świadomości, iż dotykała ich ręka Leonarda.
- Co? – Leo otworzył szeroko oczy, a atmosfera grozy i tajemniczości udała się na zasłużony odpoczynek.
- No to. – prawnik prychnął, tym razem pocierając guza jakiego nabawił się kiedy znokautowano go drzwiami. – Nie mów, że akurat tego nie wiedziałeś. – uśmiechnął się tryumfalnie, ale tenże uśmiech zniknął kiedy Leonardo spojrzał na niego ponownie.
- Wspominałem już, ze będziesz umierać wolno i w męczarniach?
- Nie.
- To wspominam.
W tym samym momencie, wnętrze szpitala.
Nadia Allanis nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Jeszcze cztery godziny temu była na zbyt szybko zorganizowanym ślubie swojego brata, którego udzielał dość podejrzanie wyglądający ksiądz cudem znaleziony o tej porze w Egipcie, a teraz wysłuchiwała Normy siedząc z nią w otwartej dwadzieścia cztery godziny na dobę szpitalnej kawiarence.
- Jest świetny… no, nie w łóżku, ale malwersował pomiędzy tymi miotłami jakby robił to całe życie. – westchnęła Norma, siedząc przy stoliku przykrytym pięciodolarowym obrusem wodoodpornym, podpierając dłońmi swój podbródek i wzruszając co jakiś czas ramionami przy stałym akompaniamencie wzdychania. W chwilę potem rozpłakała się na dobre. – Mam dwadzieścia dwa lata, a to już moje drugie małżeństwo, które zawarłam pod presją otoczeniaaaaaaaa… - reszta słów zwykle opanowanej i racjonalnie zakręconej dziewczyny rozmyła się w dość niezrozumiały bełkot połączony z głośnym szlochaniem i ocieraniem łez.
Nadia zerknęła na dziewczynę z nieukrywanym zainteresowaniem, po czym westchnęła i zaczęła ją klepać po ramieniu. – Ale tą informację o malwersowaniu pomiędzy miotłami mogłaś sobie darować, to w końcu mój brat do cholery. – mruknęła. Po pewnym czasie Norma opanowała swój atak, a Nadia zaczęła się rozglądać po stołówce i zauważyła, iż stała się ona podejrzanie wyludniona. Kiedy wraz ze swoją bratową wchodziły do pomieszczenia było w nim parę rodzin siedzących przy stolikach oraz kilka krzątających się pracowniczek tegoż przybytku. Obecnie jakimś cudem ci ludzie jakby zniknęli z powierzchni Ziemi w przeciągu pięciu minut, gdyż oprócz Normy i Nadii nie było w okolicy nikogo.
- Ty wykorzystaj cały zapas tych serwetek, a ja idę zobaczyć co się dzieje z naszą rybą po grecku. – stwierdziła Nadia, po czym odeszła od stołu i przeskoczywszy ladę ruszyła w kierunku kuchni, która okazała się być równie pusta jak reszta stołówki. Jedyną osobą przebywającą w rzeczonej kuchni była kobieta w białym stroju kucharza i z najbardziej czarnymi włosami jakie Nadia kiedykolwiek widziała w swoim życiu i z oczami, których kolor można było określić jako czystą esencję błękitu. Nie miała też żadnych widocznych śladów pochodzenia egipskiego, więc Nadia od razu zagadnęła kobietę po angielsku.
- Przepraszam? Nadia Allanis, miło poznać. Chciałabym się zapytać jak pani idzie z przysmażaniem tej rybki, bo ja i koleżanka to już strasznie głodne jesteśmy. I w sumie gdzie się podziała reszta pracowników? – Nadia uśmiechnęła się życzliwie, czekając aż kucharka podniesie wzrok znad patelni, na której smażyła się ryba. Kobieta uśmiechnęła się pod nosem.
- Nadia Allanis? Ja panią znam. Uczestniczyła pani w programie testowym leku na bezsenność o nazwie LaVarol 89? – kucharka w końcu spojrzała na Nadię.
- Taaaak… - przyznała lekko wytrącona z równowagi dziewczyna. – Ale to było dość dawno temu, jeszcze kiedy mieszkałam w Genewie… Pani też?
Kucharka po raz kolejny uśmiechnęła się i dyskretnie zacisnęła dłoń na rączce drugiej, nieużywanej obecnie patelni. W chwilę potem szybkim ruchem uderzyła nią Nadię z całej siły. Allanis osunęła się na podłogę z cichym „Oj…”. Lynn Bellure, obecnie już w Egipcie, uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- No ja nie, ale chętnie o tym posłucham.


Lincoln MKT.

Lincoln MKS.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mikkao dnia Pon 1:22, 26 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

!Raziel
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 379
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 15:06, 31 Paź 2009    Temat postu:
 
Daniel ożenił się z Normą.... Nieźle. Shocked Shocked Shocked Szybko dorwał go Leo. Mam nadzieję, że jakoś uda mu się zwiać... W końcu Daniel to Daniel. Laughing Rozmowa w ogóle świetna. xD Norma zachwalająca Daniela po szybkim numerku w schowku z miotłami też dobra. xD

Okazuje się, że Lynn Bellure pojawiła się w Egipcie i już miesza. Najwidoczniej porwała Nadię. Ta kobieta dalej mnie intryguje. Surprised No i wychodzi na to, że Nadia też ma trochę wspólnego z LV-89. Shocked I moment... To miał być lek na bezsenność?! o,O

No to czekam na next episode. Mr. Green


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mikkao
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 403
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 1:10, 01 Lis 2009    Temat postu:
 
!Raziel napisał:
Okazuje się, że Lynn Bellure pojawiła się w Egipcie i już miesza. Najwidoczniej porwała Nadię. Ta kobieta dalej mnie intryguje. Surprised No i wychodzi na to, że Nadia też ma trochę wspólnego z LV-89. Shocked I moment... To miał być lek na bezsenność?! o,O

Oni to kryli jako lek na bezsenność i testowali na nic nie podejrzewających ochotnikach, wśród których znajdowała się jak widać Nadia kiedy jeszcze mieszkała w Genewie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mikkao
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 403
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 23:29, 08 Sty 2010    Temat postu:
 

Episode 16 (107): How’s It Hangin’?
This Episode is brought to you by National Broadcasting Company, Apple Inc. - producer of new MacBook Pro, Mercedes-Benz - a Daimler AG marquee and Beretta – an Italian gun-maker.


NBC More Colorful.
Beretta. Since 1526.
Mercedes-Benz. Unlike any other.

Nadia Allanis wisiała.
W tym jednak przypadku nie był to zwis ani miły ani sympatyczny, a już na pewno dziewczyna nie chciała się znaleźć w tym miejscu w którym znajdowała się obecnie. Co jest dosyć dziwne bo, biorąc pod uwagę egipskie ciemności, Nadia w ogóle nie wiedziała gdzie jest. Wiedziała za to rzecz jedną i bardzo jasną – że wisi sobie niezbyt radośnie związana liną a plecami do niej odwrócony znajdował się jej własny brat Daniel Allanis. Daniel musiał być nieprzytomny, ponieważ na wszelkie próby konwersacji odpowiadał nieskładnymi zdaniami traktującymi o kandydowaniu na stanowisko prezydenta Narodu Korników i podzielenia się ze wszystkimi tym co zostało z Melvina – żółtej kaczuszki którą zamordował z zimną krwią podczas kąpieli kiedy zaatakował biednego i niespodziewającego się niczego Melvina szpilką. Bogu ducha winny kaczor po prostu napełnił się wodą i stwierdził, że lepiej mu będzie na dnie wanny.
Nadia czuła zimno. Zgadła, że uprawianie zwisania na tej wysokości musi wymagać wielkiej hali, która dodatkowo nie była ogrzewana. Pod sobą zauważyła okrągły kształt wskazujący na fakt, że mogła wisieć z bratem nad jakąś wielką kadzią pełną czegoś całkowicie nieprzyjemnego. Przez parę minut próbowała linę rozkołysać w takim stopniu, by w pewnym momencie się urwała a ona spadła razem z Danielem poza obręb wielkiego koła. Niestety bez pomocy rzeczonego brata rozkołysanie siebie i bezwładnych osiemdziesięciu kilogramów nie było takie proste – przy ograniczonej sile jednej kobiety było wręcz niewykonalne. Co gorsza, lina zacisnęła się wśród nadgarstków Nadii i tym samym obtarła dość poważnie jej skórę blokując dodatkowo dopływ krwi do rąk. Kobieta wiedziała, że dalsze wiszenie w tej pozycji doprowadzi ją w końcu do utraty dłoni. Co najmniej. Jednak w tej samej chwili halę rozświetliło światło dziesiątek jarzeniówek, by ujawnić Leonarda oraz Lynn przemierzających pomieszczenie w kierunku kobiety i mężczyzny wiszących nad wielka wirówką.
- Witamy w zakładzie przetwarzania kaczuszek i innych indyczków DeadDuckling Inc. Obecnie mają przerwę świąteczną, ale coś mi się widzi, że jak dobrze pójdzie w programie od nowego roku znajdą się też paszteciki „Sweeney Todd&Mrs. Lovett prezentują”. Wiecie, taka limitowana edycja. – na twarzy Leosia królował cyniczny uśmieszek, tak charakterystyczny dla draniów, którzy mają nieodpartą potrzebę zabicia kogoś z kim konkurowali przez ostatnie dwadzieścia lat swojego życia. Dodatkowo mężczyzna był ubrany w garnitur tak biały, że można by go wystawiać w latarnii morskiej gdyby przypadkiem wysiadło światło. Najwyraźniej wychodził z założenia, że właśnie na takim kolorze plamy krwi wyglądają najefektowniej. Lynn ubrana była w kontrastujący, czarny komplet podkreślający nienaganną figurę i długie nogi, a dzięki prostej, białej koszulce pod żakietem z wyjątkowo głębokim dekoltem na szyi kobieta prezentowała najnowszy trend tego sezonu – naszyjnik złożony z dziesiątek misternie złączonych łańcuszków i ozdób. Leo i Lynn patrzyli obecnie na wiszące rodzeństwo z nieskrywaną satysfakcją, stojąc ze złączonymi dłońmi.
- No Leoś, ktoś musi to przyznać publicznie – dosyć szybko przechodzisz od jednej żony do drugiej. – Nadia mruknęła, dalej siłując się z więzami co nie było koniecznie mądrym posunięciem biorąc pod uwagę wysokość zawieszenia.
- Lynn nie jest moją żoną, łączy nas po prostu wrażenie, że twoja rodzina razem z Cravenami wyrządziła nam wiele złego. Chcemy się wam za to odwdzięczyć. – to mówiąc Leonardo podszedł do panelu sterowania wirnikami w mieszalnikach i wyciągnął z kieszeni w spodniach kluczyk umożliwiający zdalne uruchomienie tylko jednego z nich. Wsunął kluczyk do prowizorycznej „stacyjki” i przekręcając go w lewo jednocześnie przycisnął dość spory, czerwony przycisk zainstalowany na prawo od tablicy numerycznej rugulującej szybkość wirnika. Po chwili, kiedy silnik wkręcił się już na odpowiednio wysokie obroty mężczyzna zwrócił się w kierunku Lynn, która dalej obserwowała wiszące rodzeństwo Allanis. – Kotku, zechcesz poczynić honory? – Leo wręczył kobiecie nożyce do przecięcia końca liny znajdującego się na ziemi i przywiązanego do drabinki prowadzącej do drugiej komory wirnikowej. W tym samym momencie Nadia poczuła, jak Daniel porusza się niespokojnie i po chwili usłyszała jego cichy, przytłumiony głos blisko swojego ucha.
- Siostra, nie mów mi, że znowu przywiązałaś mnie do liny i spuściłaś z domku na drzewie… - jęknął półprzytomny Allanis.
- Cicho bądź, tym razem to poważne. Musimy coś zrobić, bo za chwilę Lynn spuści nas i powiedzmy sobie szczerze, na dole nie będzie czekać Pimpuś pana Richardsona. – Nadia warknęła nerwowo, po czym zaczęła wykonywać ponowne próby rozkołysania liny.
Lynn, patrząca na nich z dołu uśmiechnęła się szeroko, po czym umieściła linę między ostrzami nożyc i… przecięła.
Nadia i Daniel poczuli, jak wrażenie uscisku na ich nadgarstkach przemija i zaczynają spadać z zawrotną szybkością w dół. Odgłos pracującego wirnika przybliżał się coraz bardziej, a kobieta zamknęła oczy by chociaż nie widzieć swojego ciała ciętego na miliony kawałeczków. I wtedy coś poszło nie tak. Mózg Nadii nie zdążył zarejestrować samego momentu wypchnięcia poza średnicę wirnika, ale faktem było to, że w pewnym momencie spadania poczuła wysoce niemiłe uczucie kopnięcia w okolicach miednicy. Instynktownie zrobiła przewrót w powietrzu by jeszcze bardziej zwiększyć swoje szanse na wydostanie się z tej beznadziejnej sytuacji, a następnie poczuła jak ląduje na skraju komory wirnikowej ku zdziwieniu Leonarda i Lynn. W niecałą sekundę potem usłyszała krzyk swojego brata i odgłos miażdżonych kości oraz ciętego ciała. Czuła, jak krople krwi uderzają w jej kark i niżej w koszulę, zabarwiając ją na czerwono. Kiedy ostatnie jęki ucichły, Nadia spojrzała na swoich oprawców z niekłamaną wściekłością i żalem. Po jej policzkach popłynęły łzy, a wola walki napędzana świadomością poszatkowania brata pozwoliła jej na szybki skok połączony z ponownym przewrotem w powietrzu podczas którego kobieta sięgnęła po małe pistolety umiejscowione w kaburach rozlokowanych na jej łydkach i zaczęła strzelać praktycznie na oślep co jednak dało spodziewane rezultaty w postaci dwóch kul ulokowanych w lewej nodze Leonarda na wysokości mięśnia pośladkowego i trzech kul wysłanych w strone jednej ze świetlówek, która to lampa w efekcie spadła z sufitu hali na głowę niczego nie podejrzewającej Lynn pozbawiając ją przytomności. Leo natychmiast upuścił swój pistolet półautomatyczny Beretta, który trzymał w dłoni nie do końca wiedząc co się stało i opadł na ziemię trzymając się za krwawiącą nogę.
Nadia stanęła nad nim z obiema lufami wycelowanymi w jego twarz. – Może następnym razem będziesz na tyle mądry, żeby przeszukać mnie całą zanim mnie zawiesisz. – kobieta parsknęła śmiechem, widząc wyraźnie cierpiącego Leonarda.
- Byłem sam i nie mogłem skorzystać z pomocy żadnej kobiety, a chyba nie spodziewałaś się, że będę cię namiętnie obmacywać. – mruknął mężczyzna.
- O, mój drogi, jeśli czegokolwiek bym się po tobie spodziewała to właśnie tego. No ale cóż Leoś, teraz już wiesz, że w pewnych sprawach naprawdę nie warto być dżentelmenem. – dalej się uśmiechając odwróciła praktycznie bezbronnego pana Tyro na plecy i…
Strzeliła.
***
Po pięciu minutach Nadia schowała swoje pistolety do kabur i przykryła je spodniami „pożyczonymi” od Lynn. Rozejrzała się po hali i zauważyła makabryczny widok jakim była komora wirnikowa w której omal nie zginęła. Wzrokiem prześledziła krwawe ślady na podłodze i odkryła, iż wirnik wyrzucił w pewnym momencie palec Daniela wraz z jego sygnetem przedstawiającym herb rodowy ich prababki ze strony matki – prawdziwej szlachcianki pochodzącej z szanowanego rodu brytyjskiego. Nie pamiętała w tym momencie jej nazwiska, wiedziała tylko, że miała na imię Helena i Daniel dostał ten sygnet od ich matki kiedy osiągnął pełnoletność. Miał dla niego wielką wartość sentymentalną, więc Nadia poszedła do palca, ujęła go w swoje i tak już pokrwawione dłonie i zsunęła z niego sygnet, który następnie wrzuciła do kieszeni spodni. Następnie westchnęła i wrzuciła palec z powrotem do wirnika, po czym zostawiła nieprzytomną Lynn i wykrwawiającego się Leonarda na podłodze hali i wyszła w ciemną noc.
Po pewnym czasie stwierdziła, że się uśmiecha. Daniel zapewne zaaprobowałby taki sposób mierzenia się z wiadomością o jego śmierci u wszystkich osób – nie lubił powodować smutku swoim zachowaniem. Nadia spojrzała na rozświetlone gwiazdami niebo i w pewnym momencie usłyszała aksamitny pomruk silnika samochodowego. Boczną drogą, jedyną prowadzącą do położonych na uboczu zakładów jechał czarny Mercedes klasy E Coupe. Zatrzymał się dokładnie przed nią, a gdy szyba od strony pasażera uchyliła się na tyle by można było coś zobaczyć w środku Nadia oceniła, iż prowadzący samochód to bardzo przystojny mężczyzna, po trzydziestce, wysoki i całkiem dobrze zbudowany co podkreślała jego lniana koszulka z dość dużym dekoltem – ubranie niezbyt odpowiednie na tą porę roku, aczkolwiek idealne jeśli podróżuje się samochodem z tak wydajnym ogrzewaniem i ogrzewanymi fotelami skórzanymi. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko na widok kobiety, prezentując zabójczy uśmiech kogoś, kto nie szczędził na dentyście. Nadia oparła się o drzwi Mercedesa.
- Nie wyglądasz mi na kogoś, kto byłby zainteresowany produktami opuszczającymi tą fabrykę. Ani na całkowicie oderwanego od rzeczywistości młodziaka, który na tej drodze szukałby pań lekkich obyczajów. A więc, co tu robisz? – spytała kobieta, przekrzywiając lekko głowę.
- Miałem nadzieję, że przeżyjesz. Potrzebuję paru informacji dotyczących bardzo bliskiej mi osoby. A z tego co udało mi się dowiedzieć, to ty widziałaś ją po raz ostatni i możesz mi powiedzieć gdzie jest. – tajemniczy mężczyzna przemówił po angielsku, ale Nadia usłyszała w jego głosie lekką nutę francuskiego akcentu, którego nie udało mu się ostatecznie pozbyć.
Nadia, wbrew swojemu instynktowi i zdrowemu rozsądkowi otworzyła drzwi do samochodu, po czym rozsiadła się w wygodnym fotelu i drzwi zamknęła. Spojrzała na lewo, po czym zerknęła przez przednią szybę. – Dobra, ale mam dwa proste warunki: powiesz mi kim jesteś i dowieziesz mnie tam, gdzie ci wskażę, a ja ci powiem co tylko wiem.
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i ruszył samochodem z miejsca. – Nazywam się Remy DeLorean i szukam swojej dziewczyny…
Normy Craven.

Koniec sezonu szóstego.


Mercedes-Benz E-Class Coupe 2010.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

!Raziel
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 379
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:09, 01 Lut 2010    Temat postu:
 
Sorki, że komentuję dopiero po miesiącu, ale miałem niezły nawał zajęć. Do tego jestem w klasie maturalnej, więc wiesz...

Przechodząc do komentowania, szkoda, że uśmierciłeś Daniela. Sad Jak dla mnie powinien mieć bardziej spektakularny koniec, jak na taką dosyć ważną postać. Poszatkowanie półprzytomnego, to jak dla mnie nie bardzo. -,-' No i powinien się czymś przed śmiercią wykazać. Chociaż może sam nie wiem, czego chcę. xD To ten Remy uratował Nadię, czy jak? Jeśl tak, to mógł też Daniela. >.>
No i równie poruszające, że załatwiłeś Leośka. W sumie to dobrze, bo wydaje mi się, że jest mały tłok wśród villainów i zwolni się trochę miejsca, a Leosia już dosyć było. : p Tylko, że Nadia mogła przy okazji Lynn, ale wtedy jej występ w serialu byłby krótki... Mimo wszystko wydaje mi się to trochę nielogiczne. : p

Podsumowując koniec sezonu mocny. Mam nadzieję, że będziesz kontynuował dalej. Sad


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mikkao
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 403
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 21:23, 01 Lut 2010    Temat postu:
 
!Raziel napisał:
Jak dla mnie powinien mieć bardziej spektakularny koniec, jak na taką dosyć ważną postać. Poszatkowanie półprzytomnego, to jak dla mnie nie bardzo. -,-'

Czy ja wiem, on był taki semi-regular i nigdy go dużo w serialu nie było. Poza tym nikt nie powiedział, że akcje Leosia muszą być "bardzo". ;D
Cytat:
To ten Remy uratował Nadię, czy jak? Jeśl tak, to mógł też Daniela. >.>

Nie, Remy przyjechał na miejsce tuż po tym jak Nadia uratowała się sama. Z lekką pomocą Daniela, bo poświęcił swoje własne życie umożliwiając siostrze załatwienie Leo i Lynn. Mnie się wydaje, że to wystarczająco spektakularne zejście. ^^
Cytat:
No i równie poruszające, że załatwiłeś Leośka.

Ja bym tak nie liczył za bardzo na to, że to ostatnie tchnienia Leosia były. Ale wszystko się okaże... jeśli się okaże. ;>
Cytat:
Podsumowując koniec sezonu mocny. Mam nadzieję, że będziesz kontynuował dalej. Sad

Też mam taką nadzieję. Ale z obecnym stanem forum nie wiem jak to będzie szczerze powiedziawszy. Myślę, że sezon siódmy jeszcze się zdarzy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

!Raziel
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 379
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 21:28, 01 Lut 2010    Temat postu:
 
Mikkao napisał:

Czy ja wiem, on był taki semi-regular i nigdy go dużo w serialu nie było. Poza tym nikt nie powiedział, że akcje Leosia muszą być "bardzo". ;D


No w sumie. ; P

Mikkao napisał:
Nie, Remy przyjechał na miejsce tuż po tym jak Nadia uratowała się sama. Z lekką pomocą Daniela, bo poświęcił swoje własne życie umożliwiając siostrze załatwienie Leo i Lynn. Mnie się wydaje, że to wystarczająco spektakularne zejście. ^^


No chyba, że tak. ;D To już nie mam wąpliwości. Mr. Green

Mikkao napisał:
Ale wszystko się okaże... jeśli się okaże. ;>
Podsumowując koniec sezonu mocny. Mam nadzieję, że będziesz kontynuował dalej. Sad


No ja wywnioskowałem (być może błędnie), że "trochę" kulek dostał. o.O


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez !Raziel dnia Pon 21:30, 01 Lut 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mikkao
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 403
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 21:36, 01 Lut 2010    Temat postu:
 
!Raziel napisał:
No ja wywnioskowałem (być może błędnie), że "trochę" kulek dostał. o.O

Znaczy zgadza się, kulek trochę dostał, ale mind you - to nie zawsze oznacza, że ktoś umrze. Jak na razie Leoś i Lynn kąpiąsię w kałużach krwi i czekają na to aż ktoś ich uratuje - o ile uratuje. Wszystko zostanie wyjaśnione w siódmym sezonie jeśli rzeczony się zjawi. Powiedzmy tylko, że JEŚLI Leo i Lynn przeżyją [co nie jest takie pewne biorąc pod uwagę obecną sytuację] to ich standard życia znacznie się pogorszy. ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Mikkao
.
.



Dołączył: 12 Maj 2008
Posty: 403
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 20:05, 04 Gru 2012    Temat postu:
 

Episode 1 (108): Missed me, hot shot?
This Episode is brought to you by National Broadcasting Company.


NBC More Colorful.

Lawendowy papier toaletowy.
Kontemplowanie tego jakże potrzebnego dla społeczeństwa wynalazku zajmowało Shyamalowi obecnie całe dnie, od kiedy zatruł się ostatnimi czasy niezbyt zdrową kolacją którą stanowiła jakaś kiełbaska w opakowaniu, na którym data ważności wskazywała na dwumiesięczne przeterminowanie oraz półlitrowa butelka Pepsi. Co prawda Pepsi powinno wybić wszystkie bakterie w żołądku, ale tym razem odporne trzewia Shyamala raczej tak odporne nie były, więc jedyną myślą na której mógł się skupić to pytanie komu miałoby zależeć, by jego tyłek pachniał uspokojającą wonią lawendy. S. rozumiał zbawienne działanie lawendowego mleczka do ciała po dobrze wykonanej i bardzo stresującej akcji obejmującej zabicie dwóch celów, ale jeśli chodzi o papier toaletowy opracował raczej specjalny spisek wg. którego za opracowanie akurat tego zapachu odpowiadały Hordy Dzikich Gejów, które czyhały na jego bezcenne i bardzo odtylne dziewictwo.
Jeśli zaś chodziło o jego towarzysza, a raczej osobę, którą Shyamal porwał bez przyzwolenia… Cóż, David musiał cierpieć katusze. I cierpiał. Biorąc pod uwagę, iż jego towarzysz z przymusu tym razem większą część czasu spędzał w jedynej czynnej i w miarę czystej ubikacji w zrujnowanym dworku chłopak nie mógł liczyć na stałe dostawy jedzenia, picia oraz eskorty do ubikacji. To bardzo go konsternowało, gdyż Shyamal uparł się by David był przypięty do jakiegoś rozwalającego się prętu w kominku co nie było zbyt wielkim problemem biorąc pod uwagę fakt, iż rzeczony pręt był tak skorodowany, że chłopak mógłby się uwolnić jednym pociągnięciem. Niestety, wystąpił u niego dość rzadki przypadek syndromu sztokholmskiego, w związku z powyższym nie zamierzał nigdzie uciekać, a jedynie powoli wykończyć swojego porywacza tak, by ten już nigdy nie starał się o żadną podobną robotę. Coś, jak „Kevin sam w domu”, tyle że bez tego niepotrzebnego szastania kolorowymi kulkami i wozami strażackimi. Jak na razie wystarczyła ponętnie wyglądająca kiełbaska.
Kiedy David kończył już swoje rozmyślania na rzecz tego jak bardzo musi być przeterminowany kornik zapiekany w majonezie, by wywołać ponowne spustoszenie w organizmie Shyamala ten wrócił z ubikacji trzymając w dłoni rolkę rzeczonego papieru lawendowego.
- Niech zgadnę… w kiblu już się dotrzeć nie mogłeś, więc „wziąłeś robotę do domu”? – spytał David z uniesioną brwią.
- Stwierdziłem, że nie mam jak spędzać czasu więc postanowiłem ci udowodnić jak lawendowy papier toaletowy jest światowym spiskiem lobby gejowskiego. – mruknął Shyamal niby żartując, a w duchu poważnie rozważając możliwość takiego akurat scenariusza.
- Pozostawając w temacie, jak tam twoje wnętrzności się trzymają? – David uśmiechnął się lekko, ale zaraz potem spoważniał i spojrzał Shyamalowi prosto w oczy, świetnie udając współczucie.
- Cudownie. Chodź, przytul mnie i pogłaszcz po głowie powtarzając cały czas, że wszystko będzie ok. – z głosu Shyamala wylewały się hektolitry sarkazmu.
- Ty pedofilu. – David wyregulował swoje ciało tak, by teatralnie położyć rękę na czole bez wyrywania kajdankami prętu w podłodze. – Swoją drogą przynajmniej nie miałbym potem problemów psychicznych, bo zawsze mógłbym wspomnieć, iż mój pierwszy raz był bardzo lawendowy.
Mniej więcej w tym samym momencie dwie Tajemnicze Postaci podkradły się do dworku na tyle, by móc obserwować Davida i Shyamala. Tradycyjnie, w krzakach i przez lornetki od tyłu. To połączenie gwarantowało ukąszenia komarów oraz ładne widoki na jakże zmordowane obecnie pośladki Shyamala. W końcu obie z TP jak na zawołanie ściągnęły z głów kominiarki i w tym samym momencie światu objawiły się Mary Taggart i Amanda Craven czyli agentki specjalne MI6 obecnie rozprawiające na temat jak to lewy pośladek jest umiejscowiony bardziej akuratnie niż prawy.
- No to słucham siostra, jaki mamy plan? – Amanda spojrzała na dawno niewidzianą członkinię rodziny z uniesioną brwią. Parę rzeczy – m.in. zbytnie korzystanie z mięśni odpowiedzialnych za unoszenie brwi – zostaje definitywnie w rodzinie.
- Wejście a’la Rambo, gwałt, odbicie zakładnika, gwałt i ucieczka. – Mary uśmiechnęła się szeroko.
- Ale czemu gwałt aż dwa razy?
- A co, nie chcesz poczekać na swoją kolejkę? – tym razem uśmiech Mary był raczej ironiczny.
- Czemu ja mam gwałcić przed ucieczką? Nie będę mogła się skupić bo znając życie będziesz nade mną stać i mnie poganiać. – prychnęła Amanda.
- Myślisz, że naprawdę chciałabym to oglądać? – skrzywiła się jej siostra, po czym sprawdziła kaburę i popatrzyła przez lornetkę. – To co, jesteś gotowa na ostrą jazdę?
- Zawsze i wszędzie, siostra.
Wydarzenia kolejnych paru minut były dosyć chaotyczne. Siostry wypadły z krzaków, uzbrojone w pistolety Beretta i swoje czarujące osobowości, po czym zakradły się pod tylne drzwi dworku. Jakimś cudem rzeczone drzwi znajdowały się w dość dobrym stanie, a one nie miały wyjścia – wejście przez drzwi oznaczało skrzypienie zawiasów, wejście przez okna rozbicie szyby. I to i to spowodowałoby najprawdopodobniej obudzenie czujności Shyamala i zaprowadzenie go prosto pod drzwi. A tego siostry, mimo że uzbrojone i niebezpieczne, nie chciały. Mary powoli ujęła w dłoń klamkę i przekręciła ją, a zamek odpuścił. Potem pociągnęła drzwi najdelikatniej jak tylko potrafila i nie natrafiwszy na jakikolwiek oprór otworzyła je przy minimalnym akompaniamencie skrzypienia. Dalej posuwały się wzdłuż korytarza, starając się nie narobić jeszcze większego hałasu i przeklinając zbutwiałe deski za ich skrzypienie. Panie ominęły starannie dziurę w podłodzę, która była wynikiem zapadnięcia się wielkiego żyrandola obecnie zlokalizowanego na dole piwnicy i ruszyły dalej korytarzem pełnym korników przegryzających drewniane panele na zapadniętych schodach i gnijących dywanów. W końcu stanęły plecami do ściany pomieszczenia bez drzwi, w których rozmawiali Shyamal i David.
- Właź pierwsza. – szepnęła Mary Taggart, jeszcze nigdy tak silnie nie przekonana o swojej własnej słuszności.
- A co jak tam jest cały szwadron śmierci na czele z Hordami Dzikich Gejów? – jęknęła Amanda.
- Ciebie też prześladują?
- No, próbują mi wciskać prenumeraty różnych pisemek z pasją godną tęczowych Świadków Jehowy. – Amanda naprawdę się ich bała. Sny, gdzie ujeżdża różowego jednorożca stały się już regularnym punktem programu jeśli chodzi o prawie bezsenne noce. Inwigilacja sięgała głębiej, niż kobieta chciała się przyznać.
- Dobra... –odparła Mary, ukazując główną cechę, która pozwoliła jej przetrwać przez lata w szpitalu, gdzie nieznajomość japońskiego trochę komplikowała życie: niezwykły upór i całkowicie niepodparta żadnymi racjonalnymi danymi odwaga. – Wchodzimy na trzy, czter...
Odliczanie kobiety przerwał nagły, pojedynczy wystrzał. To zdecydowanie przespieszyło akcję planowaną przez Mary i Amandę i już po około pięciu sekundach znalazły się w środku pokoju, w którym do niedawna przebywali Shyamal i David. Przebywali, ponieważ w chwili obecnej ten pierwszy był zajęty bardzo wyczerpującą czynnością zwaną również przez bardziej postępową młodzież jako wykrwawianie się na śmierć. Nad nim zaś stał David, na którego twarzy - oświetlanej delikatną łuną pełnego księżyca - malował się dziwny wyraz, pomieszanie satysfakcji ze zgrozą jaką może odczuwać tylko gospodyni domowa, której parkiet nasiąka właśnie krwią.
- Davidzie Nathanie Craven, co to ma znaczyć?! Czy kiedykolwiek w przeciągu tych ostatnich piętnastu lat twojego życia pozwoliłam ci zabijać swoich porywaczy? - Amanda szybko pojawiła się przy boku swojego wnuka, wypowiadając słowa, które nieczęsto pojawiają się w ustach babć. Z drugiej strony, Amanda nigdy konwencjonalną babcią nie była, co udowodniła w sekundę później, zdzielając Davida w tył głowy.
- Ej, bo zacznę cię nazywać babcią! - jęknął David, rozmasowywując powoli tworzącego się guza na głowie. - To nie ja!
- Znaczy się, w ostatnim napływie inwencji twórczej stwierdził, że zostanie fontanną? - Mary z całych sił próbowała przeciwstawić się chęci podniesienia brwi w geście niedowierzania; słyszała, że tworzą się od tego straszne zmarszczki mimiczne. Zanim jednak David zdążył odpowiedzieć, kobieta podeszła do jednego z dwóch wybitych okien znajdujących się w pokoju. Szybki rekonesans pozwolił jej na ocenienie, iż strzał padł najprawdopodobniej z okolicznych krzaków, jakie w ciągu ostatnich paru dziesięcioleci skutecznie pokryły obszar, który kiedyś dumnie nazywano ogrodem. Myśl o tym, że pozostawanie w okolicy okna w obecnej sytuacji nie jest zbyt mądrem posunięciem nasunęła się jej dopiero po chwili. A w ciągu tej chwili Mary Taggart...
Została postrzelona.
W tym samym czasie, japońskie krzaki.
Młody mężczyzna ubrany w czarny sweter, spodnie i kominiarkę uśmiechnął się do siebie. Co prawda przesiadywanie w krzakach od paru godzin podczas gdy w Japonii rozpoczął się okres pierwszych przymrozków nieco negatywnie wpłynęło na jego zdolności reprodukcyjne, ale jednocześnie zapewniło mu pełną satysfakcję. Z kieszeni swetra zlokalizowanej na wysokości piersi wyjął swojego iPhone’a 5 i połączył się z jedynym numerem zapisanym w książce telefonicznym.
- Loriel?
- Nie, babcia Stasia. - głos po drugiej stronie wyraźnie nie był w nastroju do długich i wylewnych konwersacji przez telefon. - Jakieś komplikacje?
Tak, pojawiły się dwie kobiety, o których wspominałeś. Trafiłem jedną.
- Dobrze. Sledź ich. - po chwili “Loriel” rozłączył się, a Tajemniczy Mężczyzna w Krzakach zaczął powoli czołgać się do zaparkowanego w pobliskim lesie, czarnego Mercedesa klasy G. Dopiero kiedy zdjął kominiarkę, w świetle zapalonej lampki można było zidentyfikować jego twarz. Twarz bardzo znajomą, należącą do...
Willa Olivieiry.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.serialeimy.fora.pl Strona Główna -> RPL
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11
Strona 11 z 11

Wyświetl posty z ostatnich:   
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

 
Skocz do:  


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Skin Created by: Sigma12
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin